Ojciec Bernarda Mazura – Tadeusz – przybył w 1944 r. do Nowej Zelandii. Był sierotą. Jego rodzice – osadnicy wojskowi, mieszkali w okolicach Sokala. 10 lutego 1940 r. Sowieci wywieźli całą rodzinę na Sybir. Ojciec nigdy nie chciał opowiadać o czasach deportacji, a Bernard – zbyt młody, zbyt zajęty swoim życiem, nie miał czasu o to pytać. Ojciec miał tylko jedną fotografię swoich rodziców i Bernard nie jest pewien, która spośród czterech widniejących na niej osób to jego dziadek, a która to babcia…
Wywiad przeprowadzony w ramach projektu „Bolesław Augustis i Sybiracy z Nowej Zelandii. Kwerenda i digitalizacja wybranych archiwów” dofinansowano ze środków Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika” i z budżetu Miasta Białegostoku.
Oto fragment opowieści Bernarda: – Jako dziecko, czułem się zawstydzony z powodu tego, że miałem polskie korzenie. To sprawiało, że byłem inny. Nie byłem zadowolony z faktu, że moja inność zwracała uwagę. Z wiekiem, kiedy zacząłem się bardziej interesować swoimi korzeniami, swoją historią, wszystko to okazało się dla mnie fascynujące. Fascynujące dlatego, że znam tak mało szczegółów na ten temat. Ojciec nie opowiadał o swoim dzieciństwie. Sądzę, że nie opowiadał dlatego, że horror, którego doświadczył trudno było ująć w słowa. Jedyne nieszczęścia, które ja sam przeżywałem jako dziecko polegały na tym, że uciekł mi autobus, albo że się przewróciłem. Kiedy tato miał ponad siedemdziesiąt lat, dojrzał do tego, żeby opowiedzieć nam pewne rzeczy. Zrobił notatki, w których umieścił to, o czym trudno mu było mówić. Pamiętał coraz mniej, naprawdę frustrowało go, kiedy nie mógł sobie przypomnieć sekwencji zdarzeń, czy miejsc, w których był. Miałem wtedy trójkę dzieci w wieku dwóch lat i nie miałem czasu, żeby go pytać czy przejawiać jakieś zainteresowanie. Byłem zajęty codziennością i sobie to odpuściłem. Czego żałuję […]. Znam imiona swoich dziadków: Michał i Wiktoria. Dziadek był oficerem podczas I wojny światowej. Ojciec nigdy o tym nie opowiadał, bo może tego nie wiedział. Jak teraz rozumiem, dziadek otrzymał, czy też tanio kupił jakąś ziemię na Wschodzie. Dziadkowie mieli gospodarstwo, kilka hektarów, może dziesięć. Nie wiem, jaki był poziom ich życia, ale sądzę, że musieli pracować bardzo ciężko. Po kilku latach trochę się im poprawiło, gospodarstwo zaczęło przynosić większy dochód. […] Istnieje jedno zdjęcie rodziców mojego ojca, ale widnieją na nim cztery osoby i nie jesteśmy pewni, którzy to dziadkowie. Pozostali to taty wujek i ciocia. […] Mam książkę, zawierająca krótką historię deportowanych. Historia ojca była typowa: został wpakowany do bydlęcego wagonu z rodzicami i rodzeństwem. Jechali do Sokala, [potem] w okolice Archangielska, potem przewieziono ich do następnego obozu. Spędzili około miesiąca w pociągu. Najpierw zmarł jego ojciec, potem matka. Byłem bardzo podekscytowany, kiedy znalazłem w tej książce jedno zdanie, w którym moi dziadkowie zostali wymienieni przez kogoś, kto znajdował się w tym samym obozie pracy, w tym samym baraku i opisał historię mojej babci i jej osieroconych dzieci. Kiedy udzielono im tzw. „amnestii” – nie wiem od czego miała być ta amnestia – sądzę że całe rodzeństwo: sześcioro czy siedmioro dzieci, najstarszy – chyba 16-letni Bronek – który opiekował się resztą, zadecydował, że pozostaną w obozie do czasu, aż zamarznie rzeka. Że wówczas wyruszą w drogę saniami, do Taszkentu, Uzbekistanu, Kazachstanu. Podczas drogi stracili jednego z braci. Kolejny został przejechany przez ciężarówkę w Taszkencie. Następna dwójka rodzeństwa zmarła, kiedy przybyli do obozu w Isfahanie. Jeszcze dwójka także zmarła w obozie. Ostatecznie zostało ich tylko dwóch: najstarszy brat Bronek i mój ojciec Tadek. Bronek był na tyle dorosły, że wstąpił do Armii Polskiej. Jak wielu, walczył pod Monte Cassino. Ostatecznie zamieszkał w Londynie. Potem obaj nie wiedzieli nic o sobie aż do 1977 r. A mój ojciec, który miał około 15 lat, przybył wraz z 733 dziećmi do Nowej Zelandii. To akurat dziś jest rocznica ich przybycia do portu w Wellington – 31 października 1944 r. […]