Staszkowi Hoffmanowi ze Sztabina Sowieci wywieźli najpierw ojca, jeszcze w 1939 r. Ojciec był komendantem posterunku policji w Tykocinie. Nie wrócił. 13 kwietnia 1940 r. przyszli po mamę Apolonię i siostrę Irenkę. Zamknęli je w stojącym na stacji w Augustowie wagonie, którego drzwi zabezpieczyli kolczastym drutem. Potem przywieźli furmanką 14-letniego Stasia, którego chcieli dołączyć do matki i siostry. Nie wiedzieli, że chłopak choruje na rzadką, ciężką chorobę lokomocyjną i tak długa podróż grozi mu śmiercią. Mama rozpaczliwie wyjaśniała to Sowietom, którzy w końcu ustąpili pod presją gromadzącego się wokół tłumu. Staszka odwieziono do ciotki. Mama z córką przez kolejne sześć lat pracowały w sowieckim kołchozie w obwodzie siewierokazachstańskim. Kiedy wróciły, Staszka już nie było. Sowieci zabrali go 14 lipca 1945 r., w czasie Obławy Augustowskiej i zamordowali w nieznanym miejscu, prawdopodobnie niedługo po 20 lipca, wraz z co najmniej około 600 innymi mieszkańcami północno-wschodniej Polski.
Przez kilkadziesiąt powojennych lat rodziny nazywały ofiary Obławy „zaginionymi”, ponieważ nie znały ich losów. Wielu sądziło, że wywieziono ich na Sybir, i że kiedyś jeszcze wrócą. Dopiero w 2011 r. Nikita Pietrow, badacz z (nielegalnego dziś) rosyjskiego Stowarzyszenia „Memoriał” ujawnił dokument bezspornie potwierdzający, że zostali zamordowani w nieustalonym dotąd miejscu i czasie. W 2015 r. Sejm RP ustanowił dzień 12 lipca „Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej z lipca 1945 r.”.