Flat Preloader Icon

Ewunia Wendorffówna – Ewa Felińska. Epizody z biografii zesłanki (cz. II)

5/06/2023

Małgorzata Król

Można zapytać, jak to się stało, że matka sześciorga dzieci osieroconych przez ojca, przystała do spisku Szymona Konarskiego? Trudno uwierzyć, że obciążona odpowiedzialnością za liczną rodzinę mogła (chciała?) poświęcić się działalności spiskowej, mając świadomość konsekwencji, ryzykując szczęście i bezpieczeństwo swoje i swoich najbliższych. Związała się ze stowarzyszeniem pewnie nie przypuszczając, że niebawem zyska miano głównej współpracownicy Konarskiego, która po aresztowaniu będzie też więźniem szczególnym.

W więzieniu i na syberyjskim szlaku

Dlaczego stała się tak przydatna? Prawdopodobnie z powodu samodzielności działania. Pozbawiona opieki męża, postawiona wobec konieczności przyjęcia męskich obowiązków (np. administrowania majątkami) była po trosze przygotowana do trudnej, spiskowej pracy. Szybko włączono Felińską, uważaną za kobietę obdarzoną niepospolitym umysłem i ogromną mocą charakteru, do prac związkowych. Zorganizowała i prowadziła „kancelarię”, ułatwiała korespondencję z emigracją. Zgodnie z zaleceniami Zboru Głównego Stowarzyszenia Ludu Polskiego, aby kobiety tworzyły odrębne koła, otrzymała od Konarskiego zgodę na ich zakładanie na terenie Wołynia i Podola. Członkinie miały zajmować się kopiowaniem odezw i tekstów programowych, spełniać rolę łączniczek i nauczycielek.

Obraz przedstawiający torturowanie człowieka

Jan Matejko, Konarski torturowany w celi więziennej, 1850 r. Domena publiczna

W intensywnej działalności pomogła przeprowadzka do Krzemieńca. Po przybyciu wynajęła piętrową kamieniczkę, gdzie bez problemu mógł ją odwiedzać Konarski. Jedno ze spotkań (maj 1838 r.) zaowocowało postulatem nasilenia akcji propagandowej, co łączyło się z koniecznością uruchomienia drukarni. Na miejsce jej działania wybrano folwark Koszary, położony nieopodal Lisowa. Synowie Felińskiej (Alojzy i Zygmunt) mieli zostać pomocnikami zecerów.

Kłopoty, będące wynikiem zaangażowania w tajne struktury, rozpoczęły się w lipcu 1838 r. od pozornie błahego epizodu. Pewnej nocy z domu Felińskiej skradziono szkatułkę, w której znajdowały się pieniądze i dokumenty. Strata była dotkliwa, albowiem pozbawiała rodzinę środków na kilkumiesięczne utrzymanie, a brak dokumentów wprowadzał komplikacje w interesach. Zawiadomiwszy policję, Felińska napisała do dzierżawców prośbę o nadesłanie finansowego wsparcia. W kilka dni później dom został otoczony i na dziedzińcu pojawili się miejscowi żandarmi. Choć horodniczy zapewniał, że celem niezwykłej wizyty było przeprowadzenie śledztwa w sprawie dokonanej kradzieży – Felińska nie uwierzyła. Przeprowadzono rewizję, a domowników pozostawiono pod strażą. Jedenaście dni minęło [Pam. Z. P., 38] w oczekiwaniu na rozkazy z Żytomierza. Wreszcie przybyły kurier oznajmił, że Felińska niezwłocznie ma zostać odwieziona do Wilna, gdzie Komisja Śledcza podejmie decyzje co do jej dalszych losów. Ruszyła, pozostawiając w Krzemieńcu sparaliżowaną babkę i sześcioro dzieci. „Na próżno bym się kusił opisywać tę rozdzierającą scenę, która się odbyła przy pożegnaniu. Rozpacz dzieci, zachodzących się od płaczu i czepiających się rąk, nóg i odzienia wyrywanej przemocą i na wpół martwej z boleści Matki, była tak rozdzierająca, że sami wykonawcy okrutnego wyroku od wzruszenia obronić się nie mogli” [Z. S. Feliński, Paulina. Córka Ewy Felińskiej, Lwów 1885, s. 100; dalej w tekście – P, 100].

Dzieci przekonywano, że uwięzienie matki było skutkiem nieporozumienia i że wkrótce powróci. Lecz gdy mijały tygodnie nieprzynoszące oczekiwanego powrotu, nadzieja słabła. W tej sytuacji opiekę nad rodziną zaczęła sprawować najstarsza córka – Paulina, dla której jedynym wsparciem były matczyne listy.

Zachowały się różnorodne relacje dotyczące postawy Felińskiej podczas przesłuchań, niejednokrotnie wykluczające się wzajemnie. Do niedawna najczęstsza była teza, jakoby już w pierwszych dniach zdradziła większość członków spisku. Uznawano, że Felińska, kompromitowała znajomych przez lekkomyślność, a choć z części zeznań wycofała się, i tak sprawdzano każdy wskazany trop i wielu zaszkodziła. Czy da się tę „ciemną kartę biografii Felińskiej” wyjaśnić? Wydaje się, że obecnie, dzięki ustaleniom m.in. Wiktorii Śliwowskiej, teza o naiwności Felińskiej w trakcie śledztwa jest nie do utrzymania.

Stanisław Makowski w 1987 r., na podstawie fragmentów akt policyjno-sądowych z kijowskiego procesu konarszczyków, przechowywanych w Państwowym Centralnym Archiwum Historycznym w Kijowie, próbował dowodzić, że Felińska czynnie działająca w związku „[…] była bardzo złą dyplomatką i przez zwykłą lekkomyślność zdradziła” i że to właśnie Felińskiej również Salomea Bécu „zawdzięczała” aresztowanie. Obecnie bardziej wiarygodna jest teza, że Bécu zaszkodziły zeznania Pauliny Wilczopolskiej z 29 września [/10 października] 1838 r., w których ta stwierdziła, że słyszała od pani Felińskiej o przynależności do stowarzyszenia kobiet, skutkujące wezwaniem do stawienia przed Komisję Śledczą w Kijowie aż siedmiu z nich (z Bécu włącznie).

Ponieważ mnożyły się wątpliwości, komisja wileńska zmuszona została przekazać sprawę komisji kijowskiej. W Kijowie Felińska została osadzona w cytadeli, gdzie znalazła się w warunkach nierównie surowszych niż te, jakich doświadczyła w Wilnie. Tam, podczas przesłuchań dowiedziała się, że komisja jest w posiadaniu informacji, według których do tajnej organizacji należała duża grupa kobiet. Ta jednak utrzymywała, że związek taki nie ukonstytuował się, a wskazane przez komisję damy ani do niego nie należały, ani nawet o takim nie słyszały.

Mająca dostęp do dokumentów zachowanych w kijowskich archiwach Wiktoria Śliwowska stwierdziła, że Felińska nie dała się otumanić przesłuchującym i na zadawane pytania nie odpowiadała wcale tak głupio jak sugerowały plotki, a na skompromitowaniu kobiety prawdopodobnie zależało komisjom śledczym.

13/25 lutego 1839 r. proces zakończono. Felińska w więzieniu kijowskim niemal w spokoju oczekiwała wyroku. Jednak po jego ogłoszeniu była wręcz porażona. Co prawda już na początku marca krążyły pogłoski jakoby kobiety miały zostać skazane na bezterminowe zesłanie, ale nie dawała im wiary.

Portret mężczyzny z wąsami w mundurze generalskim

Dymitrij Bibikow, gubernator kijowski. Domena publiczna.

Dymitrij Bibikow [generał-gubernator kijowski – dop. red.] uznał Felińską za jedną z najbardziej czynnych uczestniczek spisku i postulował zesłanie jej na osiedlenie z pozbawieniem praw stanu i konfiskatą majątku. Wyrok złagodził car Mikołaj I. Ostatecznie miała zostać administracyjnie zesłana „na wieczne zamieszkanie”, bez utraty praw stanu, do Berezowa [nad rzeką Ob – dop. red.].

W połowie marca dzieci otrzymały wstrząsający list od matki: „[…] jestem na wsiadaniu; ostatnie chwile chcę jeszcze wam poświęcić, lube dziatki moje. Nie będę wam opisywać mego żalu z rozłączenia się z wami, bo ten słowami nie da się wyrazić. Nie będę wam pisać słów pociechy – niech ją wam Bóg zsyła. […] Zdrowa jestem, nie brak mi niczego, wszystkim mię po macierzyńsku opatrzono; pieniędzmi, rzeczami, żywnością. Dla Boga! Szanujcie wasze zdrowie, o to jedno was proszę; resztę Bóg da. Dotąd nie wiem, gdzie mam jechać, dekret mi przeczytają na wsiadaniu. Bądźcie zdrowe, bądźcie spokojne, spuście się na Boga… Już naglą na mnie” [P., 129–130].

Konieczność znalezienia opiekunów dla dzieci była sprawą niecierpiącą zwłoki, albowiem zgodnie z zarządzeniem generał-gubernatora Bibikowa sieroty miały trafiać pod opiekę rządową, która skutkowała wywiezieniem w głąb Rosji i umieszczeniem w rządowych zakładach [Pam. Z. P., 52]. Paulina odwiozła więc najpierw dwoje najmłodszych: Wiktusię do opiekunów wybranych przez matkę, a Julka do gimnazjum w Żytomierzu. Szczęsny, jako starszy, pojechał do Kijowa „[…] zaprezentować się generał-gubernatorowi, który rad go przyjął, ale namawiał do wojskowej służby obiecując awans i protekcję. Szczęsny nie odstępował jednak od zamiaru ukończenia rozpoczętych nauk przedstawiając, że jest jeszcze zbyt młodym i po skończeniu nauk w każdym zawodzie może być użyteczniejszym, a mając zdolności matematyczne rad by być inżynierem” [Pam. Z. P., 57].

Zosia pozostała w domu Antoniny Zubkowej, a Alojzy zgłosił się na służbę do kancelarii żytomierskiego prezesa [sądu głównego – dop. red.], co miało mu umożliwić połączenie z matką, albowiem „[…] ktokolwiek chociażby rok w kraju przesłużył, jeśli się dobrowolnie przenosił na Sybir, otrzymywał podwójną pensję […] i awans” [Pam. Z. P., 57].

Osierocone dzieci pozostawały w kraju, a matka musiała zmierzyć się z koszmarem podróży na Sybir.

Syberia Felińskiej

Gdy po wielu miesiącach dotarła do Berezowa, uświadomiła sobie, że miejscem, do którego trafiła, rządziły skrajności. Szokowały, wprawiały w zdumienie różnice cywilizacyjne i kulturowe. Z uznaniem jednak mówiła o nieokrzesanej, ale mniej przewrotnej północnej cywilizacji. Bo gdy choćby gniew objawiał się gwałtowniej, to zapowiadana zemsta często nie była konieczna, a przebaczenie ceniono wyżej niż obronę godności. Nie było wywyższania się, a prosta akceptacja praw i obowiązków narzuconych przez hierarchię społeczną. Klasy niższe nie tylko szanowały swą pozycję, ale dbały, aby granica oddzielająca je od innych przekraczana nie była. Musiała też przyznać, że częsta w Europie kradzież, tu była wypadkiem niezmiernie rzadkim. Gdy do niej dochodziło, wiedziano, że nikt z miejscowych nie dopuścił się występku, a był on skutkiem działalności pospolitych przestępców, których nie brakowało wśród zesłańców. Kradzież była więc owocem „wyższej cywilizacji”.

Nie zawsze jednak porównanie wypadało na korzyść krajowców. Zdarzały się zachowania sprzeczne nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale zagrażające zdrowiu i życiu. W osłupienie wprawiły ją zabiegi, jakim poddawano kobietę ciężarną. Bo choć „rząd przysyłał […] tu akuszerkę i lekarzy, wszelako lud tak jest wdrożony do pewnych przesądnych zwyczajów, że […] lekarz, czy też akuszerka, choć wezwani, muszą tolerować albo też ich rada słuchaną nie bywa. Cierpiąca, przed rozwiązaniem, musi być napojona mydłem, prochem i różnymi przyprawami, prócz tego wytrzymać targania swego ciała w różnych kierunkach, naginania do najniewygodniejszych pozycji, do ostatniego sił wycieńczenia” [Wspom. I, 181–182].

Zesłanie znosiła Felińska dzielnie. Sił dodawała jej świadomość, że musi ten czas przetrwać i wrócić do dzieci. Brak kontaktu z rodziną sprawiał, że nadzieja trzymająca ją przy życiu słabła. Czekając na wieści z domu złożyła ślub, że zdrowie dzieci będzie ostatnią prośbą, jaką zadręczała Boga. Ale gdy nadszedł pierwszy, długo oczekiwany, list radość zmieszała się z trwogą, a ślubu … nie dotrzymała. Zaskoczona prośbą Pauliny o pozwolenie przyjazdu do Berezowa – modliła się znów – teraz o roztropność. Namysł nad prośbą córki stał się walką rozsądku z sercem. Wreszcie uznała, że nie mogąc pomóc dzieciom, nie będzie krępowała ich wolnego działania. Pozwoliła Paulinie samodzielnie podjąć decyzję, będąc przekonaną, że łatwiej pogodzi się z przeszkodami, stającymi na drodze do realizacji jej zamierzenia, gdy będą niezależne od zdania i woli matki [Wspom. I, 145]. Pochwalała decyzję Szczęsnego o wstąpieniu do Korpusu Inżynierów i umieszczenie Julka w gimnazjum. Alojzemu odradzała służbę wojskową w Tobolsku [P., 146–147]. Kilka osobnych listów skierowała do Pauliny, próbując (w końcu skutecznie) wpłynąć na zmianę jej decyzji o odrzuceniu oświadczyn Adama Szemesza.

Niemal zupełnie eliminowała opisy swej syberyjskiej codzienności, chyba, że oczekiwał ich odbiorca. Wzbogacane barwnymi szczegółami życia berezowskiego bywały listy do najmłodszych córek – Wiktorii i Zofii. W nich zdarzało się czytać opisy obchodów świąt Bożego Narodzenia, czy najbłahszych wydarzeń codziennych, zmieniającej się aury, obyczajów ostiackich.

Portret mężczyzny z brodą i długimi włosami

Adam Szemesz, Autoportret. Przed 1864 r. Muzeum Narodowe w Krakowie. Domena publiczna

W Berezowie przeżywała też chwile szczęścia. Uszczęśliwiła ją wiadomość o ślubie Pauliny z Adamem Szemeszem. Bolała nad tym, że wydarzenie tak doniosłe w życiu córki, dokonywało się bez jej obecności. Choć starała się radością z powodu zawieranego zgodnie z jej oczekiwaniami związku pokryć ból – nie potrafiła. Emocje subtelnie wdzierają się do listu do Antoniny Zubkowej, dotyczącego wyprawy Pauliny: „Posyłam dwa błamy bielistek, na które tu jest stolica; jeden dla Paulinki, drugi dla Zosi. […] Dla mojej Paulinki posyłam jeszcze obrazek z błogosławieństwem i pudełko mego klejenia z pejzażykiem z moich włosów, bo chciała mieć co mojej roboty, a także pelerynkę z pieszek, czyli młodych renów, które sama uszyłam dla niej. Mój Boże! Czyżbym uwierzyła, gdyby mi kto powiedział przed kilku laty, że wydając moją Paulinię za mąż, taką jej wyprawę sprawię?” [P., 235–236].

Nie kryła zadowolenia z powodu miłości współzesłanki Józefy Rzążewskiej i dr. Ignacego Wakulińskiego, zakończonej sakramentalnym małżeństwem zawartym 15/27 marca 1841 r. [Wspom. I, 344]. Jednak największą radość przeżywaną w Berezowie przyniosła wiadomość o zezwoleniu na jego opuszczenie! Tak pisała do dzieci: „Padnijcie na kolana i podziękujcie Bogu za Jego wielkie miłosierdzie nad nami. W tej chwili otrzymałam papier dozwalający mi opuścić Berezów i udać się do Saratowa. Za trzy dni, jeśli Bóg pozwoli, puszczę się w drogę i będę ciągle zbliżać się do was, aż wreszcie zatrzymam się o paręset mil od was, w kraju ciepłym i obfitym. Tak mam głowę w nieładzie, że więcej nic pisać nie jestem w stanie” [P., 249].

Choć znów czekała ją nużąca podróż, nie była przerażona. Wiedziała bowiem, że zbliży się do najbliższych. Wyjazd z Berezowa łączył się z radością i wdzięcznością z jednej strony, ale z lękiem z drugiej. Tu nigdy nie czuła się obco. Spotkani ludzie tak prości, otwarci i życzliwi, serdecznie ją przyjęli i włączyli do swej społeczności. Bała się, czy w Saratowie znajdzie im podobnych.

I właśnie w Saratowie po raz pierwszy poczuła lęk o przyszłość. W Berezowie pobierała od rządu zasiłek, który nie zapewniał życia dostatniego, ale zabezpieczał podstawy egzystencji. Po przybyciu do Saratowa dowiedziała się, że tamtejszy gubernator nie otrzymał żadnej instrukcji względem należnych jej pieniędzy. Trzeba było upomnieć się o dotąd udzielane wsparcie. Prośba została wysłuchana, a przyjęcie przez mieszkańców – mimo obaw – też było bardzo życzliwe.

Jednak jej saratowskie życie wyglądało zupełnie inaczej, aniżeli sobie życzyła. Trafiając tu, miała zamiar wieść żywot ustronny i spokojny, a niemal natychmiast musiała rozpocząć aktywne życie towarzyskie. Irytująca dla niej była konieczność uczestnictwa w spotkaniach, od udziału w których uwalniał jedynie zły stan zdrowia. Nie do końca więc akceptując lokalną obyczajowość, pieczołowicie dbała o zapewnienie sobie choć odrobiny prywatności. Tu dostrzegła też, że jest w niej coś zabobonnego, że boi się pomyślności, szeregu dobrych chwil, bo te (jak sądziła) mogły być zapowiedzią przesilenia, nadejścia czegoś, co dotkliwie zrani. Widziała, że radzi sobie w chwilach trudnych, że wówczas potrafi być odważną i silną. Ale nie w chwilach szczęścia. Tak było przy okazji odwiedzin dzieci. Radość z przyjazdu Szczęsnego przyćmiewała jakąś niewidzialną mgiełką obawa przed koniecznym przecież rozstaniem [Wspom. II, 229]. Oczekiwanie na przyjazd Szemeszów było bardziej czasem niepokoju aniżeli radości – drżała o zdrowie córki i nie potrafiła nad lękiem tym zapanować [Wspom. II, 238].

Powiększająca się rodzina i coraz większe potrzeby finansowe zmusiły ją do podjęcia pracy zarobkowej.

Felińska – literatka

Strona ze starego czasopisma

Pierwszy artykuł Ewy Felińskiej opublikowany w „Tygodniku Petersburskim”. Polona.pl

Zgodnie z wolą dzieci, zajęła się pisarstwem. Ponieważ decyzji tej towarzyszyły obawy, postanowiła przygotować artykuł, od którego przyjęcia uzależniała swą literacką przyszłość. Na miejsce debiutu wybrała „Tygodnik Petersburski”, którego ówczesnych redaktorów i współpracowników (Józefa Przecławskiego, Michała Grabowskiego, Henryka Rzewuskiego, Ignacego Hołowińskiego i Ludwika Sztyrmera) darzyła zaufaniem. Tekstu nie śmiała podpisać własnym nazwiskiem. Posłużyła się pseudonimem i jako Wenerada Kokosz, dodając żartobliwy List do Wydawcy, wysłała swój artykuł poświęcony kwestii postępu ludzkości [Wspom. II, 271–288]. Bała się, bo uważała, że na takie ekstrawagancje stać tylko ludzi młodych, którzy noszą w sobie zasób sił jeszcze nierozwiniętych. Wiek podeszły [miała wówczas 50 lat!] poznał „[…] dokładnie granice sił swoich” [Wspom. II, 289]. Jej debiutanckie wystąpienie pt. Myśli o postępie ludzkości, opublikowane w „Tygodniku Petersburskim” z 1843 r., przychylnie przyjęte przez Ludwika Sztyrmera, autora życzliwej recenzji, zdołało ją przekonać, aby poświęciła czas pisarstwu.

Pracę nad pierwszą powieścią (Siostrzenica i ciotka) przerwała tragedia rodzinna. Po sześciu miesiącach od przybycia, podczas porodu, zmarła umiłowana Paulina, pozostawiając na świecie chłopca, którego na cześć matki nazwano Paulinem. Był to czas największej zesłańczej próby. Dotychczas trudy pozwalała znosić głęboka wiara w to, że Bóg doświadczając ją, chroni jej dzieci. Ufała i modliła się. Ale modlitwa nie została wysłuchana. Nie tylko musiała przeżyć, ale być też obecną przy śmierci najdroższej córki.

Dużo czasu musiało upłynąć zanim nadeszło ukojenie. Nie szybko też udało się powrócić do uprawianego pisarstwa. Spróbowała… i odzyskała utracony spokój: „[…] wstałam bowiem od stolika daleko weselsza i spokojniejsza niż usiadłam. Przybyło mi zdrowia i dobrej myśli” [Wspom. III, 59].

Gdy nadeszło tak oczekiwane uwolnienie, uświadomiła sobie, jak dużo przeszkód musi pokonać zanim dotrze do kraju. Nie potrafiła pogodzić się z myślą o pozostawieniu na zawsze doczesnych szczątków Pauliny. Paulinek miał zaledwie 6 miesięcy i potrzebował mamki. Zabranie z Saratowa kobiety, która dotychczas pełniła tę rolę, było niemożliwe [Wspom. III, 136]. Wreszcie chcieli wrócić razem – do tego potrzebne było jeszcze uwolnienie zięcia Adama Szemesza [w 1842 r. został zesłany do Chersonia – dop. red.].

Nie wiedziała też dokąd się udać. Ale uznawszy, że starsze dzieci znalazły „[…] opiekunów i przewodników takich, że ich miejsca zastąpić nie byłabym w stanie; sama zaś mogę jeszcze pracować i bez pomocy majątku nie być nikomu ciężarem […] [Wspom. III, 145], postanowiła jechać na Litwę, gdzie miała bliskich i to miejsce nie przestało być „ojczyzną duszy” [Wspom. III, 146]. Serce rwało się tu, rozum podsuwał inne rozwiązania, a i dzieci ciągnęły na Wołyń.

Wyjazd opóźniał się. Szemesz nie otrzymał uwolnienia. Wreszcie Ewa Felińska, pozostawiając na zesłaniu zięcia, 17/29 maja 1844 r. z Paulinkiem i Zosią opuściła Saratów.

Znowu w kraju

Po powrocie zajęła się nie tylko zrujnowanym majątkiem, ale też pisarstwem. Przygotowywana jeszcze w Saratowie Siostrzenica i ciotka, oddana została pod osąd Michała Grabowskiego. Jego dość pozytywna ocena zmotywowała autorkę do przygotowania kolejnych: Pana deputata, Hersylii, Wigilii Nowego Roku i Pomyłki.

Pierwsze teksty nieprędko znalazły wydawcę i były publikowane nie bez problemów. Historię perypetii wydawniczych dzieł Ewy Felińskiej przybliża zachowana korespondencja między autorką, Józefem Ignacym Kraszewskim i Adamem Zawadzkim. Listy przybliżają powody, dla których powieści Felińskiej musiały czekać lat 5 na wydanie, choć już w 1844 r. Siostrzenica i ciotka i Pan deputat były przygotowane do druku. Trudno powiedzieć, od kogo Felińska poznała prawdę o nikłej wartości swych powieściowych pierwocin. Niemniej jednak może za przyczyną krytycznych uwag wydawców, może własnej, ale uważniejszej lektury, uznała za konieczne ich przeredagowanie.

Sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy wziąć pod uwagę jej utwory wspomnieniowe. Po powrocie z zesłania, osiadłszy w Wojutynie, Felińska nawiązała znajomość z sąsiadem, a potem przyjacielem i mistrzem Józefem Ignacym Kraszewskim. Już w 1845 r. przesłała mu kilka fragmentów swych syberyjskich Wspomnień. Gdy przyszedł list pisarza, donoszący o niezwykle pozytywnym wrażeniu, jakie zrobił na nim przesłany tekst, nie kryła zadowolenia. Wydanie drukiem potwierdziło przeczucia Kraszewskiego. Od stycznia roku 1850 r. prowadzone były negocjacje finansowe wokół osobnego wydania Wspomnień. Edycja rozeszła się błyskawicznie i zgodnie z przewidywaniami, została przyjęta entuzjastycznie. Nie zostawało więc nic innego, jak wyjść naprzeciw oczekiwaniom czytelników i pomyśleć o wznowieniu.

Równolegle rozpoczęła pracę nad Pamiętnikami z życia, które też szybko miały zostać wydane. Nie porzuciła również prac nad powieściami. Lecz nie przyniosły one rozgłosu ani zadawalającego wynagrodzenia. Nie cieszyły się uznaniem czytelniczym i blado wypadały zarówno w konfrontacji z krążącymi w obiegu czytelniczym osiągnięciami poprzedniczek (np. Marii Wirtemberskiej, Elżbiety Jaraczewskiej), a jeszcze gorzej w zderzeniu z rozwijającym się romantycznym powieściopisarstwem obyczajowym.

Można postawić pytanie: dlaczego, doznając tylu przeciwności, krytycznie oceniając swój talent, nie zrezygnowała, pisała i wydawała swe dzieła? Odpowiedź jest prozaiczna – z biedy. Bo po szczęśliwym powrocie z zesłania, znalazła przytułek w Wojutynie, ale „[…] majątek gdzieśmy najwięcej mieszkali z mężem moim, wyszedł po administracjach zniszczony, spalony, obciążony […]. Wśród zupełnych ruin ledwie znalazłam gdzie schronić głowę przed deszczem, tu […] wytrzymałam przez półtora roku najcięższy w życiu niedostatek” [List do Julii z Raciborowskich Starorypińskiej].

Kto wie, czy też bieda nie stała się jedną z przyczyn przedwczesnej śmierci Felińskiej? Po powrocie do Wojutyna, właśnie z powodu ubóstwa, mocno podupadła na zdrowiu: „Dwa tygodnie walczyłam z chorobą. Strata apetytu, smutek, ucisk nie do opisania, tak mię przywaliły, że życie stało mi się ciężarem. W końcu rozwinęła się ciężka żółciowa gorączka z atakiem do mózgu” [P., 287].

Potem już nigdy nie wróciła do pełnej formy – wyszczuplała, opuszczały ją siły. Najszczerzej o biedzie i przeczuciu rychłej śmierci pisała w jednym z ostatnich listów do dzieci: „A tu bieda! Przedałam już dwie krówki na zaspokojenie pilniejszych potrzeb. Mam tylko ufność w Bogu, że póki mię będzie trzymał na tym świecie, to i o potrzebach pamiętać będzie; a może chwila niedaleka, kiedy wszystkie potrzeby ustaną” [P., 314–315].

Portret kobiety w XIX-wiecznym stroju

Portret Ewy Felińskiej autorstwa Pauliny Kopestyńskiej. Zbiory Muzeum Pamięci Sybiru

Tuż przed śmiercią skończyła drugą serię swych Pamiętników. Gdy składała je do druku, wyznała: „[…] z wielką nieśmiałością puściłam w świat dalszy ciąg moich Pamiętników i odesłałam je p. Zawadzkiemu. Wolałabym daleko, aby one leżały sobie w tece, zostawione przyszłemu losowi, ale wiele ten czyni, co musi, a gdzie mus, tam wola człowieka musi ulec z pokorą.[…] Starość musi rodzić same dzieci niedołężne, więc niech się lepiej nie rodzą”.

Pierwszą przyczyną dla której pisała, była życiowa konieczność. Drugą – przywiązanie do idei Konarskiego, który w swoim programie przypisał kobietom rolę utrzymania narodowości, zobowiązując do korzystnego użycia talentów, w tym także talentów literackich. Felińska pod koniec życia miała i w tym zakresie ambitne plany, o których pisała do Zawadzkiego: „[…] myślę zacząć pracować w przedmiocie wychowania dziewic polskich. Dlatego prosiłabym Pana, jeżeli to być może, o przysłanie mi katalogu pism edukacyjnych, znajdujących się w Jego księgarni, aby wiedzieć, czym nasze piśmiennictwo bogate, a czego mu braknie”.

Miała więc i plany, i marzenia, których śmierć nie pozwoliła już zrealizować. 20 grudnia 1859/[1 stycznia 1860] r. zmarła w otoczeniu dzieci w Wojutynie.

Artykuł powstał na podstawie książki: M. Cwenk [M. Król], Felińska, Lublin 2012.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dr hab. Małgorzata Król wykłada na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Bibliografia:

Źródła

  1. Felińska, Wspomnienia z podróży do Syberii, pobytu w Berezowie i Saratowie, Wilno 1852-1853, t. I-III;
  2. S. Feliński, Paulina. Córka Ewy Felińskiej, Lwów 1885;
  3. Materiały do dziejów literatury i oświaty na Litwie i Rusi. Z archiwum drukarni i księgarni Józefa Zawadzkiego w Wilnie, t. III: Okres międzypowstaniowy, do druku przygotował T. Turkowski, Wilno 1837;
  4. Poniatowska, Ostatnie wspomnienia matki dla najlepszych dzieci [Pamiętnik Zofii Poniatowskiej – rodzonej siostry ks. abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego], Wilno, 1881-1898 [Archiwum Zgrom. SS. Franc. Rodziny Maryi, sygn. F-g-9].

Opracowania

  1. Cwenk [M. Król], Felińska, Lublin 2012;
  2. Makowski S., Udział T. Januszewskiego i S. Bécu w sprzysiężeniu Konarskiego [w:] S. Makowski, Z. Sudolski, W kręgu rodziny i przyjaciół Słowackiego. Szkice i materiały, Warszawa 1987;
  3. Mościcki H., Pod berłem carów, Warszawa 1924;
  4. Starorypiński Z., Borowski K., Między Kamieńskiem a Archangielskiem, S. Kieniewicz, Warszawa 1976;
  5. Stowarzyszenie Ludu Polskiego na Podolu, Wołyniu i w Guberni Kijowskiej. Szymon Konarski/ Sodružestvo Pol’skogo Naroda v Guberniâh Podol’sj [!], Volynskoj i Kievskoj, Šimon Konarskij, oprac. M. Micińska, W. Śliwowska, Warszawa 2009;
  6. Szpotański S., (Przygotowania powstańcze w Polsce 1835-1839), Kraków 1924;
  7. Śliwowska W. ,  Ewy z Wendorffów Felińskiej myśli i czyny „Wrocławskie Studia Wschodnie” 1998, t. 2.
Skip to content