II wojna światowa rozdzieliła wiele rodzin, wiele z nich na zawsze. Taki los spotkał choćby rodzinę Owsianych spod Nowogródka. Najstarszy syn tej rodziny, Józef, po wydostaniu się z Syberii większą część życia spędził samotnie na antypodach. Do końca życia był przekonany, że nikt z jego bliskich nie przeżył trudów deportacji.
Józef Owsiany był uczestnikiem kampanii wrześniowej – i Sybirakiem. Urodził się 25 maja 1909 r. w miejscowości Wsielub k. Nowogródka. Był synem Wincentego i Stefanii z domu Żurawiel. Jego ojciec pracował w leśniczówce Teofilin znajdującej się w dobrach hrabiego Karola Mariana O’Rourke. Matka zajmowała się domem. Kiedy Wincenty zaczął chorować, to właśnie Józef, jako najstarszy z dziesięciorga rodzeństwa, przejął jego obowiązki leśniczego i utrzymywał rodzinę.
Po ogłoszonej w marcu 1939 r. mobilizacji Józef i jego brat Mieczysław stawili się w szeregach armii: Józef w 79. pułku piechoty w Słonimie, a Mieczysław w 20. pułku artylerii lekkiej w Baranowiczach. Kiedy wybuchła wojna, obaj bracia walczyli w kampanii wrześniowej. Po jej zakończeniu Józef na początku listopada wrócił do domu. O Mieczysławie słuch zaginął.
10 lutego 1940 r. rodzina Owsianych (Wincenty i Stefania oraz rodzeństwo Józefa: Jan, Henryk, Stanisław, Helena, Teresa i Jadwiga) została wywieziona na Syberię w pierwszej masowej deportacji. Wywózki uniknęły jedynie dwie siostry, Maria i Janina, które w tym czasie były już mężatkami i nie mieszkały w domu rodzinnym, choć pozostały we Wsielubiu.
Rodzina Owsianych trafiła do specposiołka Bojcy w obwodzie wołogodzkim (na północy europejskiej części Związku Sowieckiego). Tak jak i inni deportowani, żyli w bardzo trudnych warunkach: z trudem mieścili się (dziewięć osób!) w jednym malutkim pomieszczeniu, oddzielonym deskami od sąsiednich (w drewnianym baraku zakwaterowano liczną grupę innych deportowanych). Na noc w pokoiku trzeba było montować prycze, które w dzień składano – inaczej w mikroskopijnym „pokoiku” nie można byłoby się ruszyć. Kto tylko był w stanie, musiał pracować w tajdze przy wycince drzew. Jednak nawet 14–letni wówczas Jan wolał pracować, niż iść do szkoły, bo praca oznaczała większy przydział chleba. Nieważne, że była bardzo ciężka – kilkuosobowe brygady robocze miały wyznaczone mocno wyśrubowane normy dzienne do wykonania, a wśród deportowanych było wiele osób, które nigdy wcześniej nie pracowały na wyrębie. Na dodatek trzeba było pokonać nieraz wielokilometrową drogę do miejsca wycinki, dźwigając ze sobą narzędzia pracy, zimą brnąc w głębokim śniegu, pracując nawet przy temperaturze minus 30 stopni Celsjusza. W 1943 r. do rodziny dotarła wiadomość o tym, że w Związku Sowieckim rozpoczęło się tworzenie polskiej armii pod dowództwem płk. Zygmunta Berlinga. Józef wraz z Janem prosto z tajgi trafili do wojska i zostali skierowani na front. Jan w szeregach tzw. Armii Berlinga doszedł aż do Berlina, a po wojnie wrócił do Polski.
Natomiast Józef w 1944 r. trafił do niemieckiej niewoli. Jako jeniec wojenny został osadzony w obozie X B Sandbostel w północno-zachodnich Niemczech. Po wyzwoleniu obozu przez wojska brytyjskie (29 kwietnia 1945 r.) Józefa przeniesiono do obozu przejściowego w Marx koło Wittmund (Dolna Saksonia). Nie wrócił już do Polski: był przekonany, że jego najbliżsi zginęli na Syberii, a po drugie – jego rodzinne tereny zostały po wojnie włączone do ZSRS. Powrót na ojcowiznę był więc niemożliwy. Dlatego wybrał emigrację. Jednak nie zaznał szczęścia w świecie.
Pod koniec 1949 r. Józef Owsiany znalazł się w Australii. Ponownie trafił do obozu, tym razem dla uchodźców, o nazwie Bonegilla. Wskutek rany odniesionej na wojnie stracił nogę. Nie mając szansy na podjęcie pracy i będąc całkiem sam, znalazł się w dramatycznej sytuacji. Szczęśliwie zaopiekowała się nim rodzina o nazwisku Nanos. Nawet kiedy w 1970 r. opiekunowie Józefa zmienili miejsce zamieszkania, nadal interesowali się jego losem.
Józef pozostał w Australii do końca życia. Mieszkał samotnie. Ponieważ w starszym wieku zaczął poważnie chorować, w marcu 1980 r. umieszczono go w domu opieki prowadzonym przez organizację charytatywną Melbourne City Mission. Był najdłużej mieszkającym tam pensjonariuszem. Komplikacje po amputacji nogi odezwały się po latach. Ich skutkiem była utrata drugiej nogi.
Józef Owsiany zmarł 19 kwietnia 1996 r. i został pochowany na cmentarzu Fawkner Memorial Park w Melbourne. Kilka metrów dalej pochowani zostali jego dobroczyńcy – państwo Nanos z córką. Druga córka, Roula Nanos, która pracuje dziś jako wolontariuszka Australijskiego Czerwonego Krzyża, pamięta Józefa sprzed lat, jeszcze z czasów, kiedy była dzieckiem. Razem z ojcem odwiedzała go regularnie, kiedy mieszkał już w domu opieki. Gdy dorosła, Roula została pracownikiem socjalnym i nadal opiekowała się Józefem. Jej rodzice znali historię życia Józefa, bo im opowiedział o swojej przeszłości, ale poza tym nie mówił o tym nikomu.
Józef do końca życia nie wiedział, co się stało z jego najbliższymi – oni zaś nie mieli pojęcia o jego losach. Rodzina Owsianych powróciła po wojnie z Syberii do Polski. Nie wszyscy, gdyż Stefania zmarła w drodze powrotnej i została pochowana gdzieś w Związku Sowieckim. Wincenty wraz z dziećmi osiedlił się w Kotli koło Głogowa. Wszyscy przez lata bezskutecznie poszukiwali zarówno Józefa, jak i Mieczysława. Wszystko na próżno. Musiało minąć niemal 80 lat, zanim w wyniku ponowionych poszukiwań (kwerendy m.in. w Arolsen Archives, Muzeum Jenieckim w Opolu, Archiwum Narodowym w Australii) bliskim udało się poznać losy Józefa i odnaleźć jego grób na cmentarzu w Melbourne.
Za pośrednictwem naszego portalu Marlena Owsiany-Jędrych, wnuczka jednego z braci Józefa – Henryka – składa serdeczne podziękowania Rouli Nanos i jej rodzinie, która opiekowała się Józefem aż do jego śmierci i godnie go pochowała; jak też Reginie Chojnie z Muzeum Jeńców Wojennych w Opolu, która pomogła odszukać Józefa, Aleksandrze Wysockiej z Ambasady RP w Sydney oraz Agnieszce Koźmic, która mieszka w Melbourne i pomogła odnaleźć wszystkie dokumenty dotyczące Józefa oraz ustalić jego losy.
Oprac. Anna Pyżewska
Fotografie ze zbiorów Marleny Owsiany-Jędrych.