Flat Preloader Icon

Polski mit Sybiru

11/10/2023

Grzegorz Zackiewicz

Jeszcze w połowie XVIII w. Syberia nie była wśród mieszkańców Rzeczpospolitej szerzej znana, na pewno też nie wywoływała skojarzeń z „wielkim więzieniem bez dachu”. Dość powiedzieć, że w wydanym w latach 1745-1746, słynnym dziele księdza Benedykta Chmielowskiego, pomyślanym jako kompendium wiedzy z różnych dziedzin, na próżno byłoby szukać jakichkolwiek rzetelnych informacji na temat Syberii. Nie pojawiła się tam zresztą nawet sama nazwa odległej zauralskiej krainy. Z lektury Nowych Aten można się było co najwyżej dowiedzieć, że ludy dalekiej północy nie przypominają z wyglądu Europejczyków i mają w zwyczaju zapadać w sen zimowy.

Polski mit Sybiru: Trzy pokolenia. Obraz olejny Antoniego Kozakiewicza z 1864 r.
Trzy pokolenia. Obraz Antoniego Kozakiewicza z 1864 r. Zbiory Muzeum Niepodległości. Wikimedia Commons

Pierwsze masowe zesłania

Przełomem w polskim postrzeganiu Syberii okazały się pierwsze masowe zesłania, które nastąpiły w związku z konfederacją barską. Szok wywołany tą sytuacją uległ pogłębieniu, gdy kolejne tysiące osób trafiły w głąb Rosji po upadku powstania kościuszkowskiego. Jak się wydaje, kształtowaniu się mitu syberyjskiego, o czym można już chyba mówić od końca XVIII w., służyło specyficzne połączenie dwóch podstawowych czynników. Były nimi: trauma wywołana brutalnymi represjami ze strony pogardzanej, a długo też lekceważonej przez dużą część polskich elit Rosji, oraz głęboka niewiedza na temat Syberii.

Sybir – mit wyjątkowo trwały

Wraz z upływem czasu Syberia jako pojęcie geograficzne zaczęło być w polskiej świadomości coraz częściej utożsamiane z Sybirem jako „krainą zesłań”. Ta ostatnia w potocznym rozumieniu obejmowała bynajmniej nie tylko obszary położone na wschód od Uralu, ale także okolice Archangielska, Kraj Orenburski, stepy Kirgistanu, a nawet Kaukaz nazywany czasem „Sybirem gorącym”. Ostateczne uformowanie się polskiego mitu Sybiru nastąpiło w okresie międzypowstaniowym i trudno tu nie dostrzec istotnego wpływu wybitnych poetów z Adamem Mickiewiczem i Juliuszem Słowackim na czele. Jak trafnie zauważył znawca zagadnienia Jan Trynkowski, mitologizacja wyobrażeń o rzeczywistości syberyjskiej w niewielkim stopniu była zasługą samych zesłańców. Dokonywała się ona z dala od obszaru wydarzeń jako w głównej mierze dzieło osób, które na Syberii nigdy nie były. Nie zmienia to faktu, że sam mit, który po 1863 r. uległ wręcz dalszemu wzmocnieniu, okazał się wyjątkowo trwały. Niemałą rolę odegrali w tym względzie powieściopisarze czy malarze, by przywołać tu choćby nazwiska Artura Grottgera czy Jacka Malczewskiego. Nawet jeśli z czasem dysponowano coraz większym zasobem informacji ów mit syberyjski podważających, nie przekładało się to w istotny sposób na postrzeganie zagadnienia wśród ogółu Polaków. Badaczka literatury Zofia Trojanowiczowa nie bez racji napisała nawet, że „polski Sybir to teren, na którym romantyzm bronił się najdłużej i najskuteczniej”.

Katorżnik w kajdanach?

Ukształtowany w dobie romantyzmu mit Sybiru łączył w sobie dwa główne wątki: martyrologiczny i heroiczny. W tym ujęciu zesłańcy byli przedstawiani jako osoby prześladowane przez Rosjan, przede wszystkim katorżnicy skuci kajdanami, pracujący w nieludzkich warunkach w kopalniach lub wystawieni na oddziaływanie niesprzyjających warunków atmosferycznych w realiach odległej, ponurej i mroźnej krainy. Zarazem mieli się oni wykazywać niezwykłym hartem ducha i niezłomnie trwając przy wyniesionych z kraju wartościach nie wyrzekać się ani Ojczyzny ani wiary.

Taki obraz historyk musi uznać za dalece odbiegający od ówczesnej rzeczywistości. Konsekwencją żadnego z XIX-wiecznych zesłań nie była sytuacja, w której tysiące osób z ziem polskich postanowiono by zakuć w kajdany, by następnie zesłać je do kopalń. Z badań Wiktorii Śliwowskiej wynika, że w latach 1833-1855 na ciężkie roboty w kopalniach czy twierdzach skazano około 250 osób z ziem polskich, a w przypadku dużej części z nich zasądzone kary nie były wykonywane. Ta sama badaczka ustaliła, że nawet po Powstaniu Styczniowym, gdy represje były na skalę wcześniej nie notowaną, skazani na katorgę stanowili zdecydowaną mniejszość, a i tak większości wyroków nigdy nie wykonano. Analogiczne wnioski wypływają choćby z badań, które dla Syberii Wschodniej w odniesieniu do okresu międzypowstaniowego przeprowadził Franciszek Nowiński. Jak się wydaje, normą była więc sytuacja, gdy relatywnie nielicznych polskich katorżników tej epoki po krótkim czasie zwalniano z wykonywania ciężkich robót lub też pomimo ciążącego na nich wyroku od razu kierowano do innego rodzaju pracy. Najcięższe roboty, zwłaszcza te pod ziemią, co do zasady wykonywali kryminaliści, głównie zresztą pochodzący z ziem od dawna należących do państwa rosyjskiego, nie zaś zesłańcy polityczni w rodzaju uczestników polskich powstań narodowych. Ci ostatni jeśli już byli zmuszani do pracy fizycznej to raczej w gorzelniach, młynach czy zakładach budowy statków niż w kopalniach. Jeszcze częściej jednak odnajdywali się oni w kancelariach lub byli zatrudniani prywatnie. Na przekór też utrwalonym, stereotypowym ujęciom, zdecydowana większość Polaków, którzy w czasach panowania Mikołaja I (1825-1855) trafili za Ural, została tam skierowana do służby wojskowej. Dla wielu była to perspektywa wręcz przerażająca, bynajmniej nie lepsza niż katorga. Znany działacz niepodległościowy i zesłaniec Agaton Giller, krótko po Powstaniu Styczniowym napisał: „Służba żołnierza jest tak dolegliwą, ciasną i poniżoną, iż każdy woli pójść raczej do katorgi niż do wojska i dlatego to nasi wygnańcy polityczni skazani do robót w kopalniach litują się nad swoimi kolegami, skazanymi do wojska, jako nad tymi, którzy doświadczyć muszą trudniejszej niewoli, większej biedy i większego nieszczęścia”.

Katorga „na niby”

Polskie doświadczenie przymusowego pobytu na Syberii w epoce zaborowej to także – wbrew martyrologicznemu stereotypowi – istotny wkład w rozwój kultury, nauki czy oświaty. Poniekąd można w tym widzieć fenomen wynikający z postaw konkretnych, nietuzinkowych ludzi, którzy niezależnie od niesprzyjających okoliczności starali się być aktywni również i na tych polach. Problem był jednak niewątpliwie dużo bardziej złożony. W opisywanym okresie wyraźny był wspomniany już rozdźwięk między literą rosyjskiego prawa, a jego stosowaniem w praktyce. W odległych rejonach Imperium Rosyjskiego, tam gdzie szczególnie mocno odczuwano brak „sił fachowych”, ludzie wykształceni byli w cenie i w związku z tym Rosjanie korzystając z ich wiedzy i umiejętności, pozostawiali im sporą nieraz swobodę. Niezwykle charakterystyczny, wcale też nie odosobniony, wydaje się w tym kontekście przypadek urodzonego w 1810 r. na Wołyniu Leopolda Niemirowskiego. W 1838 r., za nielegalną działalność o charakterze niepodległościowym, został on skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na dwadzieścia lat katorgi. Jesienią 1839 r. dotarł za Ural, a zasądzoną karę miał odbywać w Usolu niedaleko Irkucka, w warzelni soli. W rzeczywistości, jako człowiek uzdolniony plastycznie, Niemirowski szybko został nauczycielem dzieci miejscowego zarządcy, którym udzielał korepetycji z rysunku. O sprawie wkrótce dowiedział się generał-gubernator Wschodniej Syberii Wilhelm Rupert, a polski zesłaniec został „przeniesiony” do Irkucka, by uczyć odtąd rysunku dzieci rosyjskiego dygnitarza. Przywoływana już Śliwowska napisała, że „jedynie na czas »rewizji« z Petersburga” Niemirowski był „odsyłany do Usola”. Już jesienią 1843 r. polskiego zesłańca formalnie uwolniono od ciężkich robót. Jako miejsce zamieszkania wyznaczono Niemirowskiemu wieś Oknino w okręgu irkuckim. Również i w tym przypadku okazało się to fikcją. Polak nadal przebywał na stałe w Irkucku, gdzie tak jak dotąd udzielał korepetycji dzieciom generał-gubernatora. Wkrótce otrzymał niespodziewaną propozycję wzięcia udziału w ekspedycji na Kamczatkę organizowanej przez Rosyjskie Towarzystwo Naukowe. Zadaniem Niemirowskiego było dokumentowanie w formie rysunków „widoków, ubiorów, typów ludzi” napotkanych po drodze. Wspomniane szkice były później przedstawione „u dworu cesarskiego” i zyskały – choć ta informacja nie jest pewna – pozytywne opinie.

Nie tylko żałobny całun…

Polscy zesłańcy, którzy odnajdywali się w XIX w. na Syberii w roli nauczycieli, lekarzy czy kancelistów, stanowili zjawisko szersze, które trudno byłoby postrzegać w kategoriach fanaberii tego czy innego rosyjskiego dygnitarza. Warto przytoczyć przesadną, ale wielce charakterystyczną opinię wysokiego urzędnika carskiego, który w 1857 r. miał stwierdzić, że ogłoszona ostatnio amnestia przyniosła negatywne konsekwencje, a „Syberia wiele straciła wraz ze zwolnieniem Polaków, ponieważ nie będzie komu uczyć dzieci”. W gronie polskich zesłańców na Syberię byli też ludzie tacy jak Mikołaj Witkowski, który w 1879 r. otrzymał posadę kustosza w Muzeum Przyrodniczym w Irkucku, czy wybitni odkrywcy jak choćby prowadzący swoje badania nad jeziorem Bajkał, Jan Czerski i Benedykt Dybowski. Ten ostatni już po zwolnieniu z zesłania i po powrocie na ziemie polskie, po krótkim czasie zdecydował się raz jeszcze wyjechać za Ural, tym razem dobrowolnie, by prowadzić na Kamczatce badania faunistyczne i zoologiczne.

O tym, że – by posłużyć się sformułowaniem autorstwa Antoniego Kuczyńskiego – „polska obecność na Syberii to nie tylko żałobny całun, lecz kulturotwórczy i gospodarczy wkład w jej rozwój”, świadczyły też kariery, które stały się udziałem tych polskich zesłańców, którzy prowadzili apteki, sklepy, cukiernie, restauracje, zakładali mleczarnie, warsztaty szewskie, krawieckie, a nawet jak w przypadku jednego z dawnych powstańców, browar. Należy też przypomnieć, że tysiące chłopów głównie ze wschodniej części Królestwa Polskiego i tzw. ziem zabranych, na przełomie XIX i XX w. osiedliło się na Syberii dobrowolnie, przenosząc się tam w nadziei na lepsze życie.

Sybir – kuźnią moralnego odrodzenia

Zastanawiając się nad przyczynami, które sprawiły, że utrzymany w konwencji heroiczno-martyrologicznej mit Sybiru okazał się tak trudny do zakwestionowania i w swoim zasadniczym zarysie funkcjonował też i w XX w., można wskazać kilka różnych czynników. Warto zwrócić uwagę, że Rosja, a wcześniej Moskwa od wieków funkcjonowała w wyobrażeniach Polaków jako kraj barbarzyński, „schizmatycki”, rządzony w sposób despotyczny, oparty na pracy niewolniczej. Zarazem elity Rzeczpospolitej długo żyły w przekonaniu, że reprezentują wyższą kulturę, a ich państwo to nie tylko strefa wolności, ale też antemurale christianitatis. Rosyjska dominacja nad Polską, która w XVIII w. powoli stawała się faktem, by ostatecznie doprowadzić do rozbiorów, była więc w tym kontekście doświadczeniem szczególnym, z którym niełatwo było sobie poradzić w sensie mentalnym. Takie próby wszakże podjęto i to z dużym powodzeniem. Jak bowiem wiadomo, w ujęciu romantycznej wizji polskiego mesjanizmu, cierpienia a nawet upokorzenia miały stanowić swoistą próbę dziejową, której Polacy zostali poddani i z której, jak sugerowano, wyjdą zwycięsko. Trudno się wobec tego dziwić, że doświadczenie syberyjskie czołowi romantycy z Mickiewiczem na czele uznali za modelową wręcz metaforę losu narodowego. Zesłania zostały tu jednoznacznie skojarzone z prześladowaniami, cierpieniami, które mają wszakże swój głęboki sens i kiedyś zaprocentują. Sybir miał się kojarzyć z piekłem na ziemi, ale zarazem z miejscem, gdzie wykuwa się odrodzony moralnie naród polski. Taka perspektywa pozwalała też zachować przekonanie o wyższości cywilizacyjnej Polaków nad Rosjanami, których ci ostatni nie będą w stanie złamać niezależnie od stosowanych metod, w swej istocie barbarzyńskich, z ducha azjatyckich. Już pod koniec XIX w. dodatkowym elementem mitu syberyjskiego stał się dla wielu motyw walki o sprawiedliwość społeczną, co miało oczywiście związek z zesłaniami działaczy lewicowych. Ci ostatni, walczący z autokratycznym państwem carów byli w takim ujęciu kolejną grupą ludzi, skądinąd wcale nie tak liczną jak się zwykle uważa, których cierpienie w imię słusznej sprawy nie może pójść na marne. Ten motyw, co warto zauważyć, był wpisywany w tradycję niepodległościową, choć oczywiście działo się tak tylko w przypadku patriotycznego skrzydła polskiej lewicy. Niezależnie od tego, internacjonaliści kreując osoby ze swego środowiska na bohaterów walki z caratem, również umacniali obraz Rosji jako państwa despotycznego i barbarzyńskiego.

Sześć tysięcy kijów na plecy

Na trwałość mitu Sybiru bez wątpienia wpływały też konkretne, bardzo spektakularne choć raczej jednostkowe przykłady niezwykle brutalnych działań władz rosyjskich wobec polskich zesłańców. Tak na przykład doskonale dziś znany Piotr Wysocki za śmiałą próbę zbiorowej ucieczki z Syberii podjętą wkrótce po przybyciu w 1834 r. na miejsce zesłania został skazany na karę chłosty w postaci tysiąca uderzeń kijami. Bohater Nocy Listopadowej szczęśliwie przeżył egzekucję, zapewne dlatego, że część żołnierzy świadomie go oszczędziła. Już później, po dłuższym pobycie w szpitalu, trafił do cieszącej się ponurą sławą kopalni rudy w Akatui. Pracował tam w kajdanach, a według niektórych źródeł początkowo był nawet przykuty do taczki. W sposób szczególny został też potraktowany m.in. Jan Henryk Sierociński, były powstaniec z lat 1830-1831 i jeden z przywódców tzw. spisku omskiego. W 1837 r. skazano go na karę chłosty, w tym przypadku miało to być sześć tysięcy uderzeń kijami. Wyrok został wykonany, a skazaniec nie przeżył egzekucji. Z kolei w 1866 r. Rosjanie skazali na śmierć siedmiu uczestników powstania zabajkalskiego, by ostatecznie wykonać wyroki na czterech z nich. Choć więc stereotypowy obraz mordowanych, bestialsko katowanych, czy zmuszanych przez Rosjan do nieludzkiej pracy zesłańców dalece odbiegał od XIX-wiecznej rzeczywistości, to jednak niewątpliwie krył on w sobie jakieś ziarno prawdy.

Sybir – od cara do Sowieta

Trwanie mitu Sybiru po 1918 r. poniekąd wynikało z faktu, że duża część polskiej opinii publicznej była nastawiona antyrosyjsko, odzyskanie niepodległości traktując przy tym jako widome potwierdzenie, że wcześniejsza walka z odwiecznym wrogiem ze Wschodu i wieloletnie cierpienia z tym związane przyniosły pożądane owoce. Silnie oddziaływało dramatyczne doświadczenie roku 1920. Nie należy też zapominać, że do II RP docierały niełatwe co prawda do zweryfikowania, ale układające się pomimo wszystko w spójny obraz informacje na temat panującego w państwie sowieckim modelu rządzenia i zorganizowanego tam systemu represji. Trudno się też dziwić, że u wielu osób wywoływało to jednoznaczne skojarzenia. Choć więc należy przyznać rację Wiktorii Śliwowskiej, która napisała, że nazywanie Syberii z XIX w. „carskim Gułagiem jest nieporozumieniem”, to równocześnie jest zrozumiałe, że siła utrwalonych klisz okazywała się przemożna. Jeśli zaś przypomnieć wielkie deportacje z lat 1940-1941, ale także i późniejszy czas, gdy Polska na długie lata znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, gdy szereg informacji był podawany w wypaczony sposób bądź podlegał cenzuralnym ograniczeniom, łatwiej być może zrozumieć, dlaczego nawet dziś wyobrażenia na temat zesłań na Syberię są w naszym kraju częstokroć odległe od historycznych realiów. Skądinąd to wielowątkowe zagadnienie zasługiwałoby na szczegółowe rozwinięcie, przy innej już jednak okazji.

Grzegorz Zackiewicz – historyk, autor m.in.: „Polska myśl polityczna wobec systemu radzieckiego 1918-1939”, Kraków 2004 oraz „W krainie zesłań. Losy Polaków na Syberii do 1914 roku”, Białystok 2019. Profesor Uniwersytetu w Białymstoku.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Podstawowa literatura:

Kuczyński Antoni, Syberia. 400 lat polskiej diaspory, Wrocław 1998.

Śliwowska Wiktoria, Polscy zesłańcy polityczni na Syberii w pierwszej połowie XIX wieku. Mity i rzeczywistość, „Przegląd Wschodni” 1991, z. 2.

Trojanowiczowa Zofia, Sybir romantyków, Kraków 1992.

Trynkowski Jan, Polski Sybir. Zesłańcy i ich życie. Narodziny mitu, Warszawa 2017.

Zackiewicz Grzegorz, W krainie zesłań. Losy Polaków na Syberii do 1914 roku, Białystok 2019.

Skip to content