Flat Preloader Icon

Co może literatura?

13/10/2023

Włodzimierz Bolecki

Unicestwienie państwa polskiego w 1795 r., jedno z najtragiczniejszych wydarzeń przełomu XVIII i XIX w., pozostało wewnętrzną tajemnicą Polaków. Zatopioną w rękopisach, listach, dziennikach, pamiętnikach, prywatnych archiwach. Dlaczego polscy pisarze nie potrafili przekazać zachodnim czytelnikom swojego doświadczenia?

Despotyzm rosyjskiego samodzierżawia odkrył przed Europą w 1843 r. dopiero markiz de Custine (Rosja w roku 1839). Dlaczego jednak nie Niemcewicz, Mickiewicz, Słowacki czy inni emigranci, skoro była to treść ich codziennych rozmów, ich życia i twórczości? Nie chciano ich słuchać? Czy może nie chciano słuchać o losach narodu opisywanych jako lokalne opowieści ubi leones? A może markiz de Custine potrafił się dziwić temu wszystkiemu, co dla Niemcewicza i Mickiewicza oraz ich rodaków było najzwyklejszą oczywistością? Jeszcze wiele takich pytań układa się przy lekturze utworów polskich pisarzy XIX w.

Niemcewicz, adiutant Kościuszki spod Maciejowic, więzień twierdzy Pietropawłowskiej – pisarz o niezwykłym autorytecie – nie opowiedział o swoich doświadczeniach nawet swoim rodakom, dla których do dziś pozostaje, niestety, jedynie autorem Powrotu posła. Jego wielka diarystyka wyczerpywała się na kronikarskich anegdotach – cóż z tego, że fascynujących dla polskiego czytelnika?

Narodziny polskiego historycyzmu

Ostatecznie o niemożności przekazania doświadczenia likwidacji I Rzeczypospolitej – jako doświadczenia ponadlokalnego – przesądziła chyba rozpacz Polaków, wyniesiona z pożogi roku 1795 (a ponownie – z 1831), że tysiącletnie państwo polskie przestało istnieć – być może na zawsze. A w konsekwencji jedynym działaniem patriotycznym stawało się ocalanie pamięci o I Rzeczypospolitej, spisywanie minionych i bieżących wydarzeń, tworzenie kolekcji pamiątek, organizowanie muzeów narodowej pamięci – najpierw w Puławach, a potem w kolekcjach rozsianych po pałacach i dworkach. I opisywanie bieżących wydarzeń, tak jak się pisze kronikę ginącego narodu: „W Polsce – pisał Niemcewicz w 1839 r. – żadne dziecko do szkoły przypuszczonym nie jest, póki już po moskiewsku nie umie. Jeżeli ten system potrwa lat 25 zniszczy się na wieki duch i pamięć Polski”).

Ta lekcja rodzącego się wtedy historycyzmu („podnieść zginiony naród, niemała praca” – pisał Niemcewicz), wyniesiona niewątpliwie jeszcze z czasów puławskich (Izabela Czartoryska i jej krąg), sprawdziła się ostatecznie, gdy w 1918 r. zobaczono frutta lontana patriotycznej działalności wielu pokoleń.

Nienapisana opowieść o końcu

Zmieńmy teraz perspektywę. A IV rozbiór Polski w 1939 r.? Czy doświadczenie drugiej wojny światowej udało się pisarzom polskim przekazać Zachodowi lepiej niż literaturze wieku XIX, po której pozostała nienapisana opowieść o końcu I Rzeczpospolitej? A jeśli nie samej literaturze, to instytucjom i reprezentantom państwa polskiego?

Pytanie jest retoryczne. Wystarczy uświadomić sobie dwie zupełnie różne sytuacje historyczne, w jakich znalazło się państwo polskie w momencie likwidacji w XVIII w. (po przystąpieniu do targowicy ostatni król Polski abdykuje w Petersburgu) i w momencie analogicznej likwidacji II Rzeczypospolitej po 1939 r. (emigracyjny rząd polski w Londynie tworzy państwo podziemne i jest uznawany przez ówczesnych aliantów).

W ciągu półtora wieku sytuacja Rzeczpospolitej tak bardzo się zmieniła, że polityczne okoliczności tych dwóch katastrof wydają się nieporównywalne. A literatura polska? Czy jej opowieść o likwidacji państwa polskiego w 1939 r. przez połączone siły międzynarodowego komunizmu (bolszewizm w Sowietach) i narodowego socjalizmu (w III Rzeszy) przedarła się do świadomości czytelników zachodnich? Niestety, nie. I nie trzeba dziś oglądać obrad Parlamentu Europejskiego, żeby to zrozumieć.

Dwa świadectwa zbrodni

Istnieją jednak dwie książki, które weszły do międzynarodowego kanonu wiedzy o doświadczeniu polskim podczas II wojny światowej. Pierwsza to „Sprawa mordu katyńskiego” Józefa Mackiewicza, druga to „Inny Świat” Herlinga-Grudzińskiego. Obie opowiadają o wydarzeniach tych samych lat. Mackiewicz o zbrodni katyńskiej wiosną 1940 r., Herling o zesłaniu do łagru w Jercewie dokładnie w tym samym czasie.

Gustaw Herling-Grudziński, Inny Świat
Gustaw Herling-Grudziński, Inny Świat, Londyn 1951. Zbiory Muzeum Pamięci Sybiru

Za przekładami szła olbrzymia recepcja składająca się z setek omówień książki Mackiewicza i niewiele mniejszej liczby recenzji książki Herlinga. Ich skala, ich oddziaływanie, rozkład geograficzny i zasięg językowy są zresztą do dziś nieopracowane. Efektem takich świadectw jak książka Mackiewicza było m.in. powołanie przez Kongres USA tzw. Komisji Maddena, której zadaniem było ustalenie sprawców zbrodni katyńskiej (Komisja przesłuchała m.in. Józefa Mackiewicza i Ferdynanda Goetla). Inny Świat nie spowodował co prawda powstania takiej komisji (politycznie było to niemożliwe), ale stał się na ponad dwadzieścia lat – do czasów publikacji Archipelagu Gułag Sołżenicyna – jednym z najważniejszych świadectw istnienia sowieckich łagrów. O tym jak ceniona była książka Herlinga, najlepiej świadczy, że w uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej na fasadzie domu, w którym mieszkał autor Innego Świata, wzięli udział w 2012 r. trzej prezydenci: Włoch, Niemiec i Polski. Wydarzenie nieznane w dziejach literatury światowej.

Obie książki powstały niemal równocześnie i obie najpierw zostały opublikowane w przekładach – Mackiewicza po niemiecku, Herlinga po angielsku – a te pierwsze wydania dały początek długiej liście przekładów na kolejne języki na wszystkich kontynentach. Książka Mackiewicza ukazała się w ośmiu językach. W trzech wydaniach angielskich, w dwóch niemieckich, po włosku, po hiszpańsku, po francusku. Omawiano ją w szesnastu językach świata, na wszystkich kontynentach. Recenzje zamieściły wszystkie najważniejsze pisma brytyjskie.

Przestrogi przed zagrożeniem uniwersalnym

Gdyby książki Mackiewicza i Herlinga poprzestawały tylko na rejestracji sowieckich zbrodni, byłyby zapewne jedynie ilustracjami informacji, które krążyły w ówczesnej międzynarodowej sferze publicznej. Tymczasem zarówno Mackiewicz, jak Herling napisali swoje książki z zamiarem pokazania rzeczywistości, z którą się zetknęli w Sowietach, jako uniwersalnego zagrożenia wszystkich ludzi. Katyń i Jercewo potraktowali jak nazwy, których groza powinna przemówić do każdego człowieka.

Obaj pisarze, konstruując dwie zupełnie różne opowieści, intuicyjnie wybrali strategię wiarygodnego świadka. Mackiewicz użył jej w pierwszym wywiadzie po powrocie z Katynia zatytułowanym Widziałem na własne oczy. W tej samej roli wystąpił przed Komisją Maddena i jest ona pośrednio wpisana w kompozycję jego książki Sprawa mordu katyńskiego. Z kolei Herling oparł swoje „zapiski sowieckie” na relacji autobiograficznej, czyli osnuł ją wokół postaci bohatera identycznego z autorem. Książka Mackiewicza była próbą wyjaśnienia kontekstów i przyczyn zbrodni ludobójstwa w Katyniu, opisania jej technologii i, last not least, pokazania manipulacji służącej Sowietom do ukrycia jej prawdziwych sprawców. Pisarz musiał skonfrontować się z kłamstwem rządowych agencji i z milczeniem ofiar, zamiast których miały przemówić dokumenty, przedmioty, zdjęcia, świadkowie. Ludobójstwo w Katyniu było zdaniem Mackiewicza esencją bolszewizmu, ujawnieniem najbardziej przerażającego mechanizmu jego działania.

Inaczej Herling, który opisywał samego siebie i żywych ludzi w łagrze, a poprzez opis codzienności obozowego życia starał się pokazać łagier jako instrument realizacji ideologii komunistycznej. Herling opisywał łagier jako instytucję zorganizowanej pracy niewolniczej, której celem był nie tyle sam produkt (w Jercewie była to produkcja drewna), co formatowanie więźniów w taki sposób, by po pobycie w łagrze stali się ludźmi sowieckimi – trybikami w machinie państwa komunistycznego: odczłowieczonymi, „martwymi za życia”, pozbawionymi tożsamości, wyższych uczuć i jakiejkolwiek aksjologii innej niż potrzeby fizjologiczne.

Triumfalny pochód przez świat książki Mackiewicza ostro kontrastował z kampanią oszczerstw pisarza w środowiskach emigracyjnych i przemilczaniem jego twórczości w PRL. Herling był w podobnej sytuacji, gdyż Inny Świat od pierwszego wydania w 1951 r. błyskawicznie stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie książek o sowieckich łagrach, był zakazany, i przemilczany w PRL. Jednak książka Herlinga – inaczej niż twórczość Mackiewicza – miała entuzjastyczną recepcję na emigracji, a ponadto – po 1956 r. – pisarz miał mocne oparcie w redakcji „Kultury”.

Dzienniczek w blaszanej oprawie

Dzienniczek Gustawa Herlinga-Grudzinskiego
Dzienniczek Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Książce Mackiewicza warto poświęcić osobne rozważania, na które nie ma tu teraz miejsca, natomiast Inny Świat, który od lat jest lekturą szkolną i która, wydawałoby się, jest już gruntownie opisana i „prześwietlona”, nieoczekiwanie odsłania dziś przed czytelnikami  nieznane oblicze. Na trzy kwestie chciałbym zwrócić uwagę: pierwsza dotyczy kompozycji ostatniego rozdziału książki (Ural 1942), druga jest związana z biografią pisarza, a trzecia z  polską recepcją Innego Świata po 1989 r.

Wnętrze Dzienniczka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Zapis z 4 kwietnia 1942 r. (?)

W ostatnim rozdziale pt. Ural 1942 Herling-Grudziński wspomina o robionych przez siebie notatkach zaraz po wyjściu z łagru: raz pisze o „notatniku”, trzy razy o „dzienniczku”. Fizycznie istniejący Dzienniczek odnalazłem w 2005 r.jest on niezwykle ważnym dokumentem dotyczącym Innego Świata, a zarazem bezcennym źródłem historycznym do badań nad ewakuacją w 1942 r. Armii gen. Andersa ze Związku Sowieckiego i jej dziejów na Bliskim Wschodzie. Dzienniczek, zawierający brudnopisowe notatki ołówkiem z lat 1942–1943, jest jakby nienapisanym, przedostatnim rozdziałem Innego Świata. Zawiera bowiem komentarze do wydarzeń, które w książce są opuszczone – rozegrały się pomiędzy ewakuacją armii gen. Andersa (Ural 1942), a rozmową dwóch więźniów Jercewa w rzymskim hoteliku w Epilogu (1945). Dzienniczek pozwala postawić pytanie, dlaczego w Innym Świecie brak jest opisu wydarzeń z lat 1943–1945? Dlaczego taki rozdział nie powstał, mimo że Herling, pisząc Inny Świat w latach 1949–1951, dysponował notatkami pozwalającymi na kontynuację rozdziału Ural 1942?

Wnętrze Dzienniczka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Zapis z 5 kwietnia 1942 r. (?)

„Nienapisanie” tego rozdziału uwyraźnia nadrzędny problem książki Herlinga, jakim jest pytanie o cywilizacyjną „inność” systemu sowieckiego i jej wpływ na nasze rozumienie człowieka oraz granic człowieczeństwa. Dzięki błyskawicznemu „fabularnemu” przeskoczeniu z Krasnowodzka (26 marca) do Pahlewi (2 kwietnia 1942), a z Pahlewi do Rzymu (czerwiec 1945), wydarzenia, w których Herling-Grudziński uczestniczył pomiędzy 26 marca 1942 a czerwcem 1945 (ewakuacja i niemal cała jego służba w 2. Korpusie), zostały całkowicie pominięte. Inny Świat – taki zdaje się być sens tego pominięcia – nie jest biografią łagiernika, nie jest też kroniką wydarzeń w życiu autora podczas pobytu w Sowietach. Jest przypowieścią o zagrożeniu, jakim dla wolnego świata było powstanie komunistycznej antycywilizacji.

Wnętrze Dzienniczka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ciąg dalszy zapisu z 5 kwietnia 1942 r. (?)

Bliski Wschód w obiektywie literata

Gustaw Herling-Grudziński (w środku) w Iraku. Mosul, grudzień 1942 r.

Dzienniczek jest też bezcennym źródłem do dziejów 2. Korpusu po ewakuacji z Sowietów, pozwalającym precyzyjnie datować i weryfikować chronologię oraz trasę wędrówki 10. Dywizji, w której służył autor Innego Świata. Dzienniczek wzbogaca naszą wiedzę o żołnierzach gen. Andersa na arabsko-żydowskim szlaku (Iran, Irak, Palestyna).

Ale integralnym elementem Dzienniczka jest też kilkadziesiąt zdjęć zrobionych podczas wędrówki Armii gen. Andersa. Te fotografie to swoiste załączniki do Dzienniczka, niekiedy wizualne uzupełnienia zapisanych obserwacji, innym razem autonomiczne wizualne notatki – jakby „pisane aparatem” podczas pobytu pisarza na Bliskim Wschodzie. Tym ciekawsze, że Herling nigdy nie informował, że miał aparat fotograficzny i że robił zdjęcia, które przechowuje w swoim archiwum. Nie wiadomo jednak, kto zrobił najbardziej interesujące zdjęcia w tym zbiorze – tj. przedstawiające Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Łagiernik zachłyśnięty Wschodem

Kolejny temat, który Dzienniczek razem ze zdjęciami otwierają przed badaczami, to zetknięcie się żołnierzy gen. Andersa z nieznanymi im kulturami Bliskiego Wschodu. Niewiele mamy świadectw na ten temat, bo dotychczasowe badania skupione były, co oczywiste, na rekonstrukcji „wewnętrznej” historii 2. Korpusu. Jednak zapiski w Dzienniczku oraz fotodziennik świadczą o niewątpliwym zachłyśnięciu się niedawnego łagiernika kulturami tego regionu. Czy było to tylko przemijające spotkanie, czy też pozostał po nim jakiś ślad w dalszej twórczości autora Innego Świata, to temat do osobnych badań. A biografię Herlinga-Grudzińskiego mogłoby wzbogacić zidentyfikowanie wszystkich osób uchwyconych na jego zdjęciach lub na zdjęciach razem z nim (kobiet i mężczyzn, cywilów i żołnierzy). Poza tym tematy i sposób opisu Bliskiego Wschodu są bezcennym ogniwem pomiędzy przedwojenną a powojenną twórczością Herlinga-Grudzińskiego.

Opowieść pisarza o drodze ze Swierdłowska do Ługowoje została przez niego zrekonstruowana na podstawie zapisów innych niż te, które znajdują się w odnalezionym Dzienniczku. Co się z nimi stało? Być może Gustaw Herling-Grudziński je zniszczył – tak jak wiele innych swoich brudnopisowych notatek i utworów. Jest jednak oczywiste, że brakujący w Dzienniczku fragment, który został przekształcony w rozdział Ural 1942, istniał jeszcze, gdy Herling pisał Inny Świat i gdy w 1951 r. ukazało się pierwsze, angielskie wydanie tej książki. Materialnym potwierdzeniem jest w tym wydaniu reprodukcja jednej strony rękopisu Dzienniczka 1942 podpisana (zapewne przez autora): „Fragment z Dziennika autora, zachowany po jego zwolnieniu z obozu”. A ponieważ Dzienniczek oprawiony jest w metalowy grzbiet i uchwyty, można przypuszczać, że Herling, po wykorzystaniu notatek o pierwszych trzech miesiącach wędrówki po opuszczeniu łagru (w rozdziale Ural 1942), te notatki po prostu usunął, a pozostałe oprawił metalowymi uchwytami.

Dlaczego jednak Dzienniczek nie został zniszczony przez pisarza w całości? Być może Herling zamierzał jeszcze coś napisać o swojej wędrówce po Bliskim Wschodzie? A może po prostu o nim zapomniał? Najważniejsze, że Dzienniczek przetrwał do dzisiaj i – razem z fotografiami – otwiera nowe możliwości poznawania biografii pisarza, i jego najbardziej znanej książki – Innego Świata.

Gdzie ślad porasta i trop czernieje…

Dwie kwestie z nią związane są następujące. Przed 1939 r. ulubionym zajęciem antysemitów było ujawnianie żydowskich korzeni polskich pisarzy. Paradoksalnym triumfem tamtej „dociekliwości” okazały się publikacje z ostatnich dekad i lat, w których „odkryty” temat „żydowskiej rodziny” prowadzi do sugestii, że Herlinga-Grudzińskiego należy skarcić za „niewystarczającą” – w mniemaniu „polemistów” – krytykę antysemityzmu w przedwojennej Polsce, za „zatajanie” żydowskiego pochodzenia własnej rodziny, „naganne” unikanie tematu Holocaustu w jego twórczości, a co więcej za ukryty… antysemityzm (sic). Na ponurą tradycję takich oskarżeń wskazywał wielokrotnie Aleksander Hertz w swojej książce pt. Żydzi w kulturze polskiej: „W latach poprzedzających drugą wojnę demaskowanie pochodzenia żydowskiego przeciwników politycznych było ulubioną metodą polemiczną na prawicy i na lewicy (co prawda dla różnych racji). Pisała Zuzanna Ginczanka: „Pędzą myśliwi w zamierzchłe dzieje, // gdzie ślad porasta i trop czernieje, // w gąszczach przeszłości z uporem mrówki // babki szukają, babki-Żydówki…”. „Polemiści” Herlinga-Grudzińskiego powinni pamiętać, że biografia pisarza wpisuje się w skomplikowany, wielopokoleniowy i wielokulturowy proces tworzenia się polskiej inteligencji pochodzenia żydowskiego.

Moralista bezwzględny i bezduszny?

Druga kwestia dotyczy przesłania Innego Świata, którym jest – budowana od pierwszej do ostatniej sceny książki – opowieść o zdegradowaniu i o unicestwianiu podstawowych wartości ogólnoludzkich, słowem o stworzeniu w łagrze świata odwróconego Dekalogu. Puenta książki jest prosta: w wolnym świecie nie ma miejsca na zacieranie granicy pomiędzy Dekalogiem, a jego odwróceniem, między światem opartym na ogólnoludzkich wartościach a innym światem. Wizytówką tego innego świata jest w zakończeniu donos, w wyniku którego śmierć poniosło czterech więźniów. Wydawałoby się, że to przesłanie jest zrozumiałe dla każdego czytelnika. Ale w połowie lat 90. książka Herlinga została oskarżona o okrucieństwo, puste moralizatorstwo, słowem o brak empatii i zrozumienia, że wszyscy byli ofiarami i nie można ich kategorycznie osądzać. Nie przypadkiem ten atak na pisarza miał miejsce w chwili, gdy w polskich mediach gwałtownie zaatakowano sens lustracji, w której – jak dowodzono – ofiarami komunizmu byli także ci, którzy pisali donosy i których także trzeba zrozumieć. Cywilizacja donosu odniosła wtedy sukces, bo lustracji nie przeprowadzono, a Herlingowi przypięto łatkę bezwzględnego i bezdusznego moralisty. Gdyby ta pokrętna obrona donosu, będąca ówcześnie próbą relatywizacji zachowań ludzi w czasie komunizmu, miała zatriumfować, to jej konsekwencją musiałaby być w Polsce relatywizacja oceny … szmalcownictwa.

Włodzimierz Bolecki, emerytowany profesor w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk

Śródtytuły w tekście pochodzą od redakcji.

Skany zdjęć pochodzą z archiwum W. Boleckiego. Oryginały znajdują się w Archiwum Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu, pojedyncze reprodukcje z tego zbioru były wcześniej udostępniane w książce: W. Bolecki, Inny Świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Kraków 2007 oraz w Dziełach zebranych Herlinga-Grudzińskiego (t. 1–15; Kraków 2009–2021), przede wszystkim w Dodatku krytycznym do t. 4: Inny Świat, Kraków 2020.

Skip to content