Flat Preloader Icon
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku

Pokaż więcej wyników

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
">
">
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku

Pokaż więcej wyników

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
">
">

Cud w Oziornoje

23/03/2023

Walentyna Witkowska

Na terytorium obwodu północnokazachstańskiego, w rejonie tainszyńskim, w bezkresnych stepach Kazachstanu leży zagubiona osada Oziornoje. Mieszka w niej około trzystu osób. Nie ma tu wielkiego przemysłu, stadionów ani parków, ale nie bez powodu spośród tysięcy miejsc znajdujących się na naszej planecie, to właśnie Oziornoje stało się centrum pielgrzymkowym. Historia tej wyjątkowej osady zaczęła się w 1936 r. i była związana z deportacją Polaków z zachodnich rejonów Ukrainy do Kazachstanu.

28 kwietnia 1936 r. Rada Komisarzy Ludowych Związku Sowieckiego przyjęła postanowienie nr 776-120 „O wysiedleniu z Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i urządzeniu gospodarczym w obwodzie karagandyjskim Kazachskiej Autonomicznej SRS 15 000 gospodarstw polskich i niemieckich”. Zgodnie z tym postanowieniem, 99,8 proc. spośród przesiedlonych wówczas 35820 Polaków trafiło do północnych rejonów Kazachstanu. Byli to przede wszystkim dotychczasowi mieszkańcy ukraińskich obwodów: żytomierskiego, winnickiego, kijowskiego i krzywogrodzkiego.

Miejscowe, ukraińskie organy NKWD zestawiły spisy rodzin podlegających wysiedleniu, kierując się wyłącznie ich narodowością (rodziny mieszane pozostawiano na miejscu) i choćby szczątkowymi informacjami o ich „antysowieckiej” i „kontrrewolucyjnej” działalności, czy o panujących wśród nich „wrogich” nastrojach. Wśród deportowanych byli członkowie partii, przewodniczący sielsowietów, kołchozów… Ale przede wszystkim deportowano prostych ludzi pracujących na wsi. O przesiedleniu informowano z 8–10-dniowym wyprzedzeniem. Potem na podwodach konnych i ciężarówkach, pod strażą, przewożono ich wraz z dobytkiem na stacje kolejowe i wysyłano na wschód.

Historia osady Oziornoje to autentyczne losy, opowieści i wspomnienia tych, którzy prawie 90 lat temu po raz pierwszy wkroczyli na bezludne, rozległe stepy Północnego Kazachstanu.

Kobieta w chustce na głowie
Eufrozyna Sławińska

Ze wspomnień Eufrozyny Sławińskiej

O północy eszelony z przesiedleńcami wyruszyły z Nowogrodu Wołyńskiego i około 9 rano przyjechały do Kijowa. Pociąg zatrzymał się. Ludzie wyszli z wagonów i żegnali się ze swoją Ojczyzną: płakały, krzyczały nie tylko kobiety i dzieci, ale też doświadczeni przez los starcy i dorośli mężczyźni, którzy niejedno przeżyli. Płacz wisiał nad Kijowem. Wielu ludzi klęczało i drżącymi rękami nabierało w chusteczki garstki ziemi, żeby zabrać ze sobą choć maleńką cząstkę Ojczyzny. Władze, obawiając się wybuchu zamieszek, wydały komendę: „Wsiadać!” I tak rozpoczęła się nasza długa podróż do Kazachstanu…

Pierwsi deportowani znaleźli się na terenach dzisiejszej osady Oziornoje w 1936 r. Ich oczom ukazał się nagi step, na którym nie było ani drzew, ani krzewów, ani budynków, tylko wysoka trawa. Jedyną budowlą był kamienny, na wpół zburzony budynek przypominający zagrodę dla zwierząt gospodarskich. Później ludzie z sąsiednich aułów opowiadali, że gdzieś w tych stepach koczował niejaki Popow, który pasał stada bydła. Dlatego najpierw nadano osadzie nazwę „Gurt Popowa”. Słowo „gurt” po ukraińsku oznacza „stado”. Według danych archiwalnych, 1 stycznia 1938 r. w osadzie żyło już 1559 osób.

Ze wspomnień Jana Paweńskiego

Załadunek do wagonów zakończył się, żołnierze sprawdzili nasze nazwiska na spisie i pociąg ruszył. Pamiętam, że w wagonach ludzie bardzo się modlili, śpiewali pieśni. Niepewność była przerażająca, ale wiara nas uratowała, wszyscy zaufaliśmy Bogu! Na stacji Tainsza czekały na nas ciężarówki i uzbrojony konwój, aby nas przewieźć na miejsce osiedlenia. Kiedy przybyliśmy na miejsce,  zobaczyliśmy nagi step… Od tego dnia zaczęło się życie w nowym miejscu, gdzie wszystko trzeba było tworzyć od nowa. Razem z ludźmi i ich dobytkiem, na ciężarówkach przyjechały namioty. Były wielkie (ich długość sięgała 100–150 metrów). Do namiotów pozwalano wnieść łóżko i krzesło, a wszystko inne – skrzynie, stoły, rzeczy – wyładowano obok namiotów. Przez cały dzień ludzie płakali i krzyczeli – ale musieliśmy zacząć żyć…

Przesiedleńców od razu uprzedzono o ostrych zimach, dlatego od pierwszych dni zaczęli budować ziemianki. To były budowle z samanu (cegieł zrobionych z gliny i trawy, suszonych na słońcu). Ziemianki miały wymiary około 4 na 8 metrów. W każdej mieszkały po 2–3 rodziny, od 12 do 20 osób. Dachy i podłogi były z ziemi. Szczególną trudność sprawiało zdobycie drewna na pokrycie dachów, zrobienie drzwi i okien. W tym pomagali osadnikom miejscowi. Kazachowie przywozili drewno i wymieniali je na herbatę, ubrania, naczynia i inne rzeczy.

Ze wspomnień Petruni (Petroneli) Keczman

Najpierw mieszkaliśmy w namiotach, ale praktycznie od razu zaczęliśmy budować ziemianki. Kopaliśmy glinę i rozkładaliśmy ją we wcześniej przygotowanych jamach. Potem dodawaliśmy suchą trawę, piasek, słomę i całą tę masę deptaliśmy, żeby uzyskać konsystencję ciasta. Tę masę wkładaliśmy do drewnianych form, otrzymując w ten sposób cegły, które suszyliśmy w słońcu na stepie. Po wysuszeniu, z tych cegieł można było układać ściany, które umacnialiśmy żerdziami. Potem ściany oblepialiśmy z obu stron gliną. Podłogi pokrywano zaś gliną zmieszaną z krowim nawozem. Dach konstruowano z belek lub żerdzi, które przykrywano słomą i przysypywano ziemią – stąd nazywano te budowle ziemiankami.

Warunki życiowe osadników były ekstremalnie trudne, nie odpowiadały absolutnie żadnym potrzebom normalnego życia. Wyposażenie ziemianek było bardzo skromne. Najważniejszy element stanowił piec, który gwarantował możliwość przetrwania zimy. Piece budowano z tego samego samanu, z którego budowano ziemianki. Zimą w ziemiankach było bardzo zimno. Ściany pokrywały się warstwą śniegu i lodu, a wiosną, kiedy wszystko rozmarzało, panowała tam straszna wilgoć. Od nawozu, którym była pokryta podłoga, unosił się okropny smród. W ziemiankach było pełno myszy, pluskiew i much. Stąd prawdopodobnie brały się choroby zakaźne, a śmiertelność dzieci była bardzo wysoka.

Kobieta w chustce na głowie i płaszczu
Maria Grzybowska, prababcia Autorki

Ze wspomnień Marii Grzybowskiej

Zimą 1936–1937 r. pierwszy raz zetknęliśmy się z chłodem, bo przecież zimy na Ukrainie były ciepłe i łagodne. To była naprawdę bardzo ostra zima. Mrozy sięgały 40–50 stopni Celsjusza, wiały straszne burany, jakich na Ukrainie nigdy nie widzieliśmy. Od ziemianki do ziemianki przeciągaliśmy liny i w czasie buranów chodziliśmy trzymając się tych lin, ponieważ zdarzały się przypadki, że ludzie gubili się i zamarzali w stepie. W piecach palono sianem, słomą, trzciną, ale głównym paliwem był „kiziak” – suszony na słońcu nawóz bydlęcy, który dzieci, jak również my, dorośli, latem i jesienią zbieraliśmy w stepie. Ponieważ bydła było mało, żeby zdobyć kiziak, trzeba było nieraz cały dzień wałęsać się po stepie. W domu zamarzała woda, a śnieg na ścianach ziemianek zdrapywano łopatami. Ludzie, którzy nie byli przyzwyczajeni do takiego klimatu, często chorowali. Śmiertelność była bardzo wysoka. Umierały zwłaszcza dzieci. Spośród pięciorga dzieci, które przyjechały ze mną do Kazachstanu, pochowałam dwie córki. Jak mogliśmy przetrwać te straty, wytrzymać trudne lata przesiedlenia? Tylko dzięki głębokiej wierze w Boga. Tylko Bóg bronił nas przed uciążliwą rzeczywistością i nieznaną przyszłością. Chronił nasze dusze, dawał nam pewność i inspirację do życia…

Z każdym dniem życie codzienne specjalnych przesiedleńców stopniowo, chociaż bardzo powoli poprawiało się. Zależało to nie tylko od rozporządzeń władz centralnych i działalności organów miejscowych, ale też od szeregu innych okoliczności, do których można zaliczyć dostosowanie do miejscowego klimatu i ogólny, niezbyt wysoki poziom życia mieszkańców. Przez kilka lat z rzędu panowała dotkliwa susza, w 1947 r. zebrano tylko 3,7 kwintala z hektara, w 1948 – 3,8, w 1949 r. – 2,8. Dzięki wytrwałości, uporowi i odwadze ludzie zdołali przeżyć ten trudny czas.

Portret mężczyzny w kaszkiecie
Marcin Słoboda

Ze wspomnień Marcina Słobody

Na maleńkich przydomowych działkach od razu posadzono czosnek, ziemniaki, buraki, marchewkę. Najlepiej rosła kapusta. Szczególnie ciężka była wiosna 1937 r., z powodu silnych mrozów, osadnikom wymarzły wszystkie bulwy, które przywieźli ze sobą i nie mieli czego posadzić. Chodzili do sąsiedniej Malinówki, gdzie wymieniali swoje rzeczy na produkty, nasiona, artykuły gospodarstwa domowego. Malinówka znajdowała się w odległości sześciu kilometrów od nas. Było ciężko, ale dla nas – dzieci – życie biegło hałaśliwie, beztrosko i wesoło. Jak mogliśmy, pomagaliśmy dorosłym w gospodarstwie, w ogrodzie. Młodzież bardzo lubiła tańczyć, ale nigdy też nie zapominaliśmy o modlitwie. Od niej zaczynał się i kończył nasz dzień. Wiara w Boga dawała nam siłę przetrwania.

Druga fala przesiedleńców napłynęła jesienią 1936 r. Do tego czasu ziemianki były już praktycznie gotowe. Już w pierwszym roku istnienia osady utworzono kołchoz „Czerwona Zorza” (potem zmieniono jego nazwę na: „Awangarda”). Pierwszym przewodniczącym został Cezary Łuczyński (w 1937 r. był represjonowany). Utworzono brygady budowlane, polowe i traktorowe. Równocześnie z budową ziemianek, orano ziemię. Żadnej techniki praktycznie nie było. Wszystkie prace wykonywane były ręcznie, ludzie pracowali od świtu do zmierzchu, zarówno kobiety, jak i dzieci.

Ze wspomnień Adeli Wieszko (Ziemby)

Ziemię oraliśmy wołami, sochami, które przywieźliśmy ze sobą. Zaczęliśmy siać zboża. Dzieci wychodziły jesienią na pola i zbierały kłosy, które oddawały do kołchozu. Praca na tym ugorze była bardzo ciężka. Pierwsze trzy lata były nieurodzajne. Z tego, co posialiśmy, prawie nic nie zebraliśmy. Byłam podrostkiem, ale pamiętam, że zawsze byłam głodna. Moim marzeniem było najeść się do syta, co prawdopodobnie podsunęło mi pomysł, żeby wyuczyć się na kombajnistkę. W 1940 r. skończyłam kursy mechanizatorskie i w czasie wojny zaczęłam pracować na kombajnie.

Widok słońca zachodzącego nad jeziorem
Cudowne jezioro w Oziornoje

Zimą 1941 r. osada zapełniła się niemieckimi osadnikami z Powołża. Z Dalekiego Wschodu przybyli przesiedleńcy koreańscy. W 1942 r. mieszkańcy wsi powitali Inguszy przesiedlonych z Kaukazu. Najstarsi wspominają, że wśród mieszkańców osady panowała wielka przyjaźń.

Ze wspomnień Anny Białas

Zima 1940–1941 r. była bardzo śnieżna. Wiosną 1941, podczas roztopów, woda zalała nizinę w pobliżu wsi. Powstało tam duże jezioro. Jest nawet dokładna data – 25 marca 1941 r. Woda płynęła z taką mocą i siłą, że wydawało się, że zmyje wszystkie ziemianki na swojej drodze. Ludzie zaczęli ryć w ziemi kanały, żeby odprowadzić wodę we właściwym kierunku. Praktycznie w ciągu kilku dni ogromne jezioro wypełniło się wodą. Było jej tak dużo, że sięgała ziemianek położonych na jego brzegu. Powstanie jeziora było cudem, ale jeszcze większym cudem było pojawienie się w nim ryb, dzięki którym ludzie zdołali przeżyć głodne lata wojny i trudny okres przesiedlenia.

Od tego momentu to miejsce jest uważane za święte. Mieszkańcy są pewni, że dzięki ich wierze i modlitwom Matka Boska uratowała ich od głodu. Na pamiątkę tych wydarzeń ustawili na brzegu jeziora figurę Matki Bożej Bogatego Połowu, trzymającą w rękach ryby (Matki Bożej z Rybami). Figurę wykonał polski rzeźbiarz Jerzy Sobociński. 6 czerwca 1997 r. w Poznaniu figurę poświęcił papież Jan Paweł II, a 27 czerwca figurę ustawiono na kamieniach na brzegu jeziora.

Lata 30. XX w. to lata represji. Dawni mieszkańcy opowiadali, że do naszej osady także przyjeżdżał „czarny woron”. Człowieka zabierano i już nikt go więcej nie widział. Ofiarami represji stało się kilku mieszkańców Oziornego:

Ludwik Andruszyszen

Jan Doberczak

Franciszek Konopiński

Wincenty Łuczyński

Cezary Łuczyński

Andrzej Muzyka

Ostap Sławiński

Jan Siek

Rafał Jabłoński

Wiosną 1998 r. na Wołyńskim Wzgórzu w pobliżu Oziornego, z inicjatywy wiernych parafii Królowej Pokoju, ustawiono krzyż-pomnik. Ten krzyż o wysokości 12 metrów upamiętnia deportowanych, represjonowanych, zmarłych z głodu i chłodu. To także wyraz wdzięczności narodowi kazachskiemu za wsparcie i zrozumienie.

Na podstawie krzyża wyryto napis w czterech językach: Bogu chwała! Ludziom pokój! Męczennikom Królestwo Niebieskie! Narodowi Kazachstanu Wdzięczność! Niech Kazachstan rozkwita!

Patrząc na ten krzyż, można wyobrazić sobie bezlitosne i okrutne represje polityczne, okaleczone losy, głodujących i umierających ludzi. I musimy o tym wiedzieć i pamiętać, bo „bez przeszłości nie ma przyszłości”.

Wszystkie ograniczenia dotyczące specjalnych przesiedleńców przestały obowiązywać wraz z ukazem Prezydium Rady Najwyższej ZSRS z 12 grudnia 1955 r., jednak na Ukrainę wrócili nieliczni. Starsze pokolenie, dobrze pamiętające kraj rodzinny, zestarzało się stopniowo lub poumierało, a młodsi zdążyli się oswoić z Kazachstanem. Wielu z tych, którzy wyjechali, po pewnym czasie wracało, bo w ich historycznej ojczyźnie widoczne były jeszcze ślady wojny, a kołchozowe życie w niczym nie było lepsze niż w Kazachstanie.

Przez wszystkie lata deportowani prosili Boga o obronę, siły i głęboko wierzyli, że kiedyś do nieba sięgać będzie wspaniała świątynia… Ich marzenie spełniło się. 19 marca 1990 r. w Moskwie otrzymali oficjalną zgodę na budowę kościoła w Oziornoje.

Budowa rozpoczęła się w maju 1990 r. Pierwszym proboszczem parafii był ks. Tomasz Peta, który przyjechał z Polski 21 sierpnia 1990 r. Kościół zaprojektował Wiktor Iwanicki. Wezwanie świątyni wybrał o. Niko Hoogland z Holandii. To on postarał się także o figurę Królowej Pokoju, którą przywieziono do Oziornoje 14 grudnia 1991 r.

10 października 2012 r. w Watykanie Ojciec Święty Benedykt XVI konsekrował ołtarz adoracji dla Narodowego Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju w Oziornoje. Ołtarz podarowali katolikom Kazachstanu przedstawiciele europejskiej wspólnoty „Communita Regina della Pace”. Jest to drugi spośród dwunastu ołtarzy, które wspólnota planuje umieścić w różnych częściach kuli ziemskiej, na wszystkich kontynentach, by w modlitwie uwielbienia prosić o pokój dla całego świata. Pierwszy taki ołtarz, zwany Tryptykiem Jerozolimskim, został zainstalowany w Jerozolimie. Nad „Gwiazdą Kazachstanu” pracował polski mistrz Mariusz Drapikowski.

Aby wzbogacić wzornictwo ołtarza, wykorzystano kazachskie symbole i ornamenty. Jest to też znak szacunku dla Republiki Kazachstanu i ludzi, którzy tu mieszkają. Ołtarz ulokowano w Oziornoje nieprzypadkowo – osada stała się domem dla ludzi różnych narodowości i wyznań, którzy uchronili swą wiarę i stworzyli wspólnotę. W centralnej części ołtarza znajduje się obraz Maryi Panny. Jej sylwetkę otacza sieć pełna ryb, przypominająca o tym, jak podczas wojny mieszkańcy Oziornoje zostali uratowani od śmierci głodowej.

Dla przymusowo zesłanych w czasach stalinizmu i ich potomków żyjących na terytorium Kazachstanu to znak szczególny. Kardynał Robert Sarah po poświęceniu kaplicy powiedział: „Sam Bóg wybrał to miejsce. Ono jest uważane za święte”. Świadectwem miłości bożej do mieszkańców Oziornoje i do całego

Kazachstanu jest pojawienie się w osadzie sióstr zakonnych z Częstochowy. 25 czerwca 2007 r. założyły one klasztor Miłosierdzia Bożego i Niepokalanego Serca Maryi. Dzięki siostrom ze zgromadzenia karmelitanek bosych, w Oziornoje nieustannie brzmi modlitwa o pokój.

Dziś w Oziornoje żyje już piąte pokolenie ludzi, którzy byli deportowani w odległych latach 30. XX w. Z wielkim szacunkiem i miłością odnosimy się tutaj do przeszłości, czego potwierdzeniem jest historyczno-krajoznawcze muzeum znajdujące się w naszej szkole, gdzie zebrano pisemne i materialne ślady, fotografie, dokumenty, stare gazety, czasopisma, modlitewniki i wiele innych.

To muzeum jest jak list pozostawiony przez naszych przodków; otwiera nam ogromny świat wydarzeń, przestróg i losów naszych rodaków, uczy nas kochać i doceniać przeszłość. Człowiek, który nie zna swojej przeszłości, nie ma prawa do przyszłości.

Walentyna Witkowska – kierownik muzeum historyczno-krajoznawczego w Oziornoje

Wszystkie fotografie pochodzą ze zbiorów Autorki.

Z rosyjskiego przełożył Tomasz Danilecki

Skip to content