Krzysztof Renik
W kolejnym podkaście Krzysztof Renik zaprasza do wysłuchania archiwalnej opowieści o Polakach z Irkucka. Nagranie pochodzi z roku 1992, a jego główni bohaterowie już nie żyją.
Gdy ponownie zajrzałem do mojego dźwiękowego archiwum, w którym przechowuję nagrania z początku lat dziewięćdziesiątych, trafiłem na nagrania z Irkucka oraz ze szkoły w syberyjskiej wsi Wierszyna. Profesor Bolesław Szostakowicz, historyk i badacz polskich dziejów na Syberii urodzony w roku 1945, a zmarły w roku 2015, przyjął mnie w Irkucku w swoim wypełnionym książkami gabinecie. Rozmowa rozpoczęła się od opowieści o Polakach, którzy trafili w przeszłości do Irkucka i w jego okolice.
Mój rozmówca wyjaśniał, iż przez Irkuck przewinęli się niemal wszyscy polscy zesłańcy. Zarówno ci którzy trafili na zesłanie po Powstaniu Listopadowym, jak i ci, których zesłano w ramach carskich represji po Powstaniu Styczniowym. W latach późniejszych na Syberię trafiali także Polacy biorący udział w ruchach robotniczych i rewolucyjnych. Część z nich przybywała na Syberię, jako zesłańcy, część jako katorżnicy. Ci ostatni trafiali zwykle do Nerczyńskiego Okręgu Górniczego, do Usola Syberyjskiego, a także do osady Aleksandrowka. Na katordze był tam między innymi Piotr Wysocki, który wraz z innymi Polakami zorganizował tam nieudany bunt. Jego uczestnicy trafili po stłumieniu buntu przez władze carskie do miejsc katorgi na Zabajkalu. W Aleksandrowce w końcu XIX w. powstał tzw. Aleksandrowskij Centrał czyli przejściowe więzienie dla ludzi będących w drodze na zesłanie. Miejscem katorgi były miejscowości, w których już w czasach carskich istniały fabryki i zakłady przemysłowe oraz kopalnie. Katorżnicy byli tam darmową siłą roboczą. Pracowali między innymi w gorzelni soli kamiennej w Usolu, w gorzelni w Aleksandrowce i w gorzelni Telmińskiej, a także w kopalniach Nerczyńska. Wśród polskich katorżników byli między innymi Benedykt Dybowski, Leopold Niemirowski i inni. Według słów prof. Bolesława Szostakowicza, w roku 1992 brakowało dokładniejszych statystyk obrazujących liczbę Polaków poddanych przymusowemu osiedleniu na Syberii, w okolicach Irkucka, a także tych, których skazano na katorgę. Prof. Szostakowicz podkreśla, że wśród katorżników byli nie tylko Polacy, ale także przedstawiciele wielu innych narodów.
Po odbyciu katorgi część represjonowanych Polaków uzyskiwała zgodę na osiedlenie się na Syberii, w okolicach Irkucka. Zdarzało się, że niektórzy zamieszkiwali w samym Irkucku. Podejmowali tam różne prace, miedzy innymi uczyli dzieci zamożnych mieszkańców tego miasta. Inni bywali członkami rosyjskich ekspedycji naukowych i prowadzili badania syberyjskiej przyrody, a także badania etnograficzne wśród autochtonicznej ludności Syberii. Wnieśli istotny wkład w poszerzenie wiedzy o Syberii i jej narodach.
Wśród katorżników, którzy następnie otrzymali pozwolenie na osiedlenie się w Irkucku profesor Szostakowicz wymienia między innymi Leopolda Niemirowskiego, malarza którego prace malarskie obrazujące krajobrazy Syberii znajdują się zarówno w zbiorach rosyjskich, jak i polskich. Inną interesującą postacią jest Julian Sabiński, uczestnik sprawy Szymona Konarskiego. Sabiński po odbyciu katorgi trafił do Irkucka i uczył języków obcych w rodzinie dekabrysty Siergieja Wołkońskiego. Stał się znanym w Irkucku pedagogiem. Po odbyciu krótkiej katorgi w Nerczyńsku do Irkucka przybył także Benedykt Dybowski, który został przez władze carskie włączony do prac badawczych na Syberii.
Rozmowie z profesorem Bolesławem Szostakowiczem przysłuchiwał się wówczas, w roku 1992, Władysław Faliński, historyk sztuki i malarz z Irkucka. Współuczestnik naszego spotkania urodził się w 1919 r., a zmarł w 1999. Wysłuchawszy opowieści profesora Szostakowicza, Władysław Faliński podzielił się wspomnieniem z czasów pisania w Leningradzie nigdy przez niego nie ukończonego doktoratu, którego tytuł miał brzmieć mniej więcej tak: „Wpływ komunistycznej partii Związku Sowieckiego na malarstwo krajobrazowe Syberii”. Fragmenty jego wypowiedzi przywołuję w formie cytatów:
No, co ja tam pisałem? Pisałem o tym, jak rodziła się sztuka na Syberii. Pisałem o licznych Polakach, którzy tutaj tworzyli. Przecież pierwszą szkołę plastyczną otworzyli w Irkucku Polacy. To był Stanisław Wroński, Józef Bergman. Działali w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Obaj byli powstańcami z roku 1863. Zostali zesłani na katorgę do Kraju Czitinskiego na Zabajkalu. Przebywali w Więzieniu Siwakowskim, a następnie w Darasunie, gdzie był również Benedykt Dybowski. Kiedy wreszcie zwolniono ich z katorgi i zezwolono na osiedlenie – przyjechali do Irkucka. Początkowo mieli tu pracownię malarską i tworzyli na zamówienie. Potem otworzyli szkołę plastyczną. Szukali utalentowanych dzieci i uczyli je rysunku oraz malarstwa. Ich szkoła działała około dwóch lat. To było ich zasługą. O tym także pisałem. Wspominałem również o pracach innych polskich artystów, którzy brali udział w ekspedycjach naukowych. Pisałem o Leopoldzie Niemirowskim, który przejechał całą Jakucję i dotarł do Kamczatki wraz z rosyjską ekspedycją. Co prawda na koniec go okradli z jego pracy. Naczelnik ekspedycji opublikował jego rysunki w swoim albumie nie podpisując ich nazwiskiem autora. Takie to były dzieje. Tu wielu Polaków artystów było. W Usolu katorgę odbywał Aleksander Sochaczewski, Stanisław Katerla… O tym pisałem we wstępie do mojej dysertacji. A potem już pisałem o latach 1917–1937. I tam już należało napisać, że bez partii nie byłoby sztuki. No, a mnie to nie wyszło…
Pisałem, że tam, gdzie do sztuki mieszała się partia, to sztuka przekształcała się w nachalną propagandę. Że partia widziała w sztuce jedynie narzędzie propagandy i traktowała sztukę, jako mechanizm propagowania partyjnych haseł. I nic poza tym. Sztuka została skuta kajdankami. To pisałem. Powiedzieli mi, że tak nie można. Tłumaczono mi – jeżeli przyjmiemy twoją dysertację i ciebie posadzą, i nas rozgonią. Zrozum ty nas, tak nie można. Tekst dali do przeczytania zastępcy kierownika Katedry Historii Partii Wyższej Partyjnej Szkoły przy Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. To był rok 1969. On pozwolił sobie walnąć pięścią w stół i krzyczał – co ty wyrabiasz, kto tobie pozwolił pisać takie rzeczy. Powiedziałem, że walić pięścią i ja umiem. A wy idźcie do archiwów i poczytajcie.
Bo wpuścili mnie, nawet do centralnego archiwum partii, abym mógł oświecić lud. Trudno było, ale skoro miałem wyjaśniać rolę partii w rozwoju sztuki, to mnie puścili. Siedziałem w tym archiwum cztery miesiące. Zasady pracy w tym archiwum były surowe. Pisać można było tylko po jednej stronie kartki, potem notatki należało zostawić na stoliku. A następnego dnia to zdanie zamazane, kolejne zamazane…
Nie zdążyłem jeszcze wrócić do Irkucka, a już było gotowe postanowienie o zwolnieniu mnie z Instytutu Sztuki. Wyrzucili mnie w 1969 roku. Wyrzucili mnie także ze Związku Artystów. O, mogę pokazać rocznik Związku z 1968 roku, w którym wymienieni są wszyscy członkowie. Wtedy jeszcze byłem w Związku.
Tak wyrzucili i do psychuszki zamknęli. Siedziałem około czterech miesięcy. Lekarze mnie znali, bo prowadziłem dla nich wykłady z estetyki. Kiedy mnie przywieźli, trafiłem do naczelnego lekarza. Pytam jaki ze mnie psychiczny? A ona mi tłumaczy – do mnie zadzwonili, ja jestem ich podwładną, muszę wykonać to co mi polecono. Inaczej wyrzucą mnie z pracy. Ale daję ci słowo: leczyć cię nie będziemy. To mnie uratowało. Leczyć nie będziemy.
Opowieść Władysława Falińskiego jest świadectwem obrazującym brutalność sowieckiego reżimu. Wynika z niej jasno, iż Polacy byli w różnoraki sposób represjonowani także w czasach władzy sowieckiej. Prof. Bolesław Szostakowicz wyjaśniał, iż represji i zesłań było bardzo wiele, ale w roku 1992 dostęp do archiwów był nadal ograniczony i trudno zbyt dużo powiedzieć o skali prześladowań w czasach sowieckich. Wtedy, w roku 1992, mój rozmówca wyrażał nadzieję, iż wraz z zachodzącymi w Rosji przemianami historycy uzyskają szerszy wgląd w skalę tych represji. Podkreślał, iż prześladowani byli także sami Sybiracy i znane były przypadki represjonowania potomków dawnych zesłańców i katorżników.
Zdaniem prof. Bolesława Szostakowicza warto również pamiętać, iż nie wszyscy Polacy, którzy mieszkają obecnie w rejonie Irkucka to potomkowie zesłańców. Przykładem mogą być mieszkańcy odległej o 160 kilometrów od Irkucka wsi Wierszyna. Osada powstała w wyniku przybycia z terenów zachodniej Małopolski dobrowolnych osadników, których potomkowie jeszcze w roku 1992 poczuwali się do polskości i zachowali w dużym stopniu znajomość języka przodków. Od początku lat dziewięćdziesiątych do Wierszyny przyjeżdżali nauczyciele z Polski wspierając w miejscowej szkole naukę języka polskiego.
Kiedy słucham słów profesora Szostakowicza przypominają mi się odwiedziny w Wierszynie w roku 1992, podczas których przypatrywałem się między innymi lekcji śpiewu i muzyki. Pod kierunkiem miejscowych nauczycielek i nauczyciela z Polski dzieci śpiewały między innymi „Płynie Wisła płynie…” i „Rotę”, a także kilkanaście innych polskich pieśni i piosenek.
Przedmiotem mojej ówczesnej rozmowy z prof. Bolesławem Szostakowiczem był też stopień zachowania polskości wśród tych mieszkańców Irkucka oraz okolic, którzy nie kryją swych polskich korzeni. Zdaniem mojego rozmówcy trudno mówić o pełnym zachowaniu polskiej tożsamości, przez osoby przyznające się do bycia Polakami. Jego zdaniem mówić raczej należy o polskim pochodzeniu, szczególnie, iż wielu potomków dawnych zesłańców i katorżników weszło w związku rodzinne z osobami narodowości rosyjskiej, ukraińskiej, białoruskiej, czy buriackiej. Ich poczucie narodowości bywa niekiedy trudne do zdefiniowania.
Podtrzymaniu tradycji polskich i świadomości polskiego pochodzenia oraz związków kulturowo-cywilizacyjnych z Polską służyć ma działalność Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego „Ogniwo”. Jak wyjaśnia prof. Szostakowicz, to nawiązanie do dawnych tradycji, gdy w Irkucku istniało pod tą nazwą dawne Towarzystwo Polsko-Litewskie. W ramach działalności współczesnego „Ogniwa” organizowane są lekcje języka polskiego, przybliżana jest polska tradycja i kultura. Według Bolesława Szostakowicza, istotną rolę w działalności Stowarzyszenia odgrywa pomoc z Polski. Bez podręczników, nagrań audio i wideo przysyłanych z Polski działalność „Ogniwa” byłaby nie tylko trudna, a może nawet niemożliwa. Tym bardziej, że – jak zauważa profesor – Polacy deportowani na Syberię w latach II wojny światowej oraz ich potomkowie w zasadzie wszyscy opuścili już okolice Irkucka. Obecna wspólnota polskiego pochodzenia w Irkucku i w okolicach przypomina, zdaniem mojego rozmówcy, Polonię amerykańską, czy kanadyjską zasiedziałą już w kraju, w którym urodzili się i współcześnie mieszkają. Taką opowieść Bolesława Szostakowicza, historyka z Irkucka oraz Władysława Falińskiego, historyka sztuki oraz malarza z tego syberyjskiego miasta, a także dźwiękowy obrazek z Wierszyny zanotowałem podczas moich syberyjskich podróży przed trzema z górą dekadami.