Flat Preloader Icon

Pasażer na „statku filozofów”

27/12/2023

Siergiej Lebiediew

Stoję na nabrzeżu, w polskim mieście Szczecinie. Północny wiatr znad Morza Bałtyckiego przynosi gęstą, szarą mżawkę, która spowija budynki i portowe żurawie, tworząc wrażenie zastoju ponadczasowości. Płynący Odrą holownik, niemal zupełnie ukryty za kurtyną dżdżu, staje się w końcu ledwie niewyraźnym zarysem; wydaje głośny, przeciągły dźwięk i znika we mgle. Jednak syrena wciąż brzmi – jak echo przeszłości.

Szczecin. Fot. S. Lebiediew

Sto lat temu, jesienią 30 września 1922 r., zacumował tu statek. Szczecin nazywał się wówczas Stettin i należał do Niemiec. Statek przypłynął z Piotrogrodu, dawnego Sankt Petersburga i przyszłego Leningradu. Jeśli chodzi o toponimy – przybył z miasta, które już nie istnieje, do innego miasta, które też już nie istnieje. Na statku, który nazywał się „Oberbürgermeister Haken”, przybyła do Niemiec grupa uczonych, działaczy społecznych i politycznych oraz intelektualistów wypędzonych przez bolszewików. Wśród nich byli filozofowie: Nikołaj Bierdiajew, Siemion Frank, Siergiej Trubieckoj oraz Boris Wyszesławcew. W połowie listopada, z drugą grupą deportowanych, przybył kolejny statek – „Preußen”. Pozostałych (sumie około 250 osób, łącznie z członkami rodzin) wysłano przez porty Morza Czarnego lub koleją.

Wydalenie: dziwna łaska wymuszonego zbawienia, gest absurdalnej wielkoduszności ze strony ludojada. Ci, którzy pozostali, jak na przykład filozof Gustaw Szpet, zostali straceni. Albo zginęli w GUŁ-agu, jak filozof Lew Karsawin, pasażer „Preußena”, który osiadł na zajętej później przez Sowietów Litwie. Ale wtedy, w roku traktatu w Rapallo, bolszewicy potrzebowali międzynarodowego uznania, trochę dobrej reputacji i to dawało deportowanym szansę na przeżycie.

W latach 80. XX w., w okresie pierestrojki, ta akcja bolszewików – wydalenie na dwóch statkach wybitnej, choć niechcianej inteligencji – została nazwana mianem „statku filozofów”. Określenie to stało się powszechnie znane i stało się symbolem sowieckiej walki z wolną myślą, wymuszonego drenażu mózgów oraz zniszczenia kultury i siły intelektualnej. Dziś historia się powtarza. Rosjanie o „niepożądanych” umysłach po raz kolejny są zmuszeni do opuszczenia swojego kraju, w zasadzie tymi samymi trasami – przez kraje bałtyckie lub przez Turcję. Znów popularne jest określenie „statek filozofów”, używane przez wyjeżdżających jakby dla podkreślenia ciągłości tej ucieczki z tymi wcześniejszymi, przez media państwowe natomiast – ironicznie, jakby chciały powiedzieć, że „statek filozofów” to może i była realna strata, ale bolszewicy mieli rację i w sumie nie ma się dziś nad kim użalać.

Cóż, w tej ironii jest gorzki paradoks. Wojna Rosji przeciwko Ukrainie – wojna imperialna i kolonialna – bezlitośnie obnażyła fundamentalną wadę rosyjskiej kultury politycznej. Rosja nie ma intelektualnej tradycji mającej na celu demontaż imperialnej, szowinistycznej matrycy świadomości i powiązanych z nią instytucji. Ale państwo, niestety, łatwo przyjmuje historyczne uzasadnienia agresji, przejmując postacie z pozornie przeciwstawnych obozów.

Jedna z postaci, której słowa są obecnie szeroko cytowane na poparcie twierdzenia, że Ukraina należy do „rosyjskiego świata”, przybyła 30 września 1922 r. na Nabrzeże Szczecińskie na pokładzie statku „Oberbürgermeister Haken”. Był to 39-letni Iwan Aleksandrowicz Iljin.

Dziś jest ulubionym filozofem Władimira Putina.

Był wujkiem mojej babci.

Autentyczna pocztówka wysłana z pokładu statku „Oberburgenmeister Haken”. Zbiory S. Lebiediewa

Po stu latach wygnania jego szczątki spoczęły w Rosji i na prośbę Putina zostały przeniesione na moskiewski Cmentarz Doński. Mieszkam w Berlinie, gdzie Iljin mieszkał w latach 20. i 30. XX w. On wrócił. Ja wyjechałem.

On, niegdyś uważany przez państwo sowieckie za niebezpiecznego przestępcę i reakcyjnego wroga ideologicznego, został obecnie skazany na pośmiertne uznanie. Uznanie to pochodzi od ludzi, którzy dorastali w ZSRS, którzy zostali wychowani w pogardzie i nienawiści do Białych – imperialistycznych obrońców Starej Rosji, którymi gardzili komuniści. Ich zdumiewająca wszystkożerność – do swojego panteonu zaliczają teraz nawet Iljina – jedynie dowodzi, że dzisiejszy rosyjski reżim oportunistycznie łączy odmienne elementy historycznych trajektorii sprzed stu lat: totalitarną lewicę „czerwoną” i autorytarną, a potencjalnie faszystowską „białą”, spokrewnioną z hiszpańskim reżimem Franco. Jak do tego doszło?

Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, używając postaci Iljina jako klucza lub jako przewodnika po historii mojej rodziny w powiązaniu z historią mojego kraju.

***

W moim sowieckim dzieciństwie często jeździliśmy zimą za miasto biegać na nartach, czasami wysiadając na stacji Ilinskaja, gdzie pośród dacz przy ulicy Kołchoźnej stał zaśnieżony kościół w stylu rosyjskiego gotyku, ze strąconymi z jego ciemnych kopuł krzyżami. Gdyby mi ktoś powiedział, że stacja ta została nazwana na cześć mojego dalekiego krewnego, inżyniera-pułkownika Mikołaja Iljina, który zbudował tę linię kolejową i był właścicielem pobliskiego majątku, w którym obecnie mieści się sanatorium, oraz że Iwan Iljin (bratanek Mikołaja) wziął ślub w tym kościele w 1906 r., nie tylko nie uwierzyłbym w to – nie byłbym w stanie przyswoić wiedzy, która tak bardzo wykraczała poza moje wyobrażenie historii naszej rodziny.

Bo tak naprawdę tej historii nie było. Przeszłość była niebezpiecznym terytorium, które można było odwiedzać wyłącznie w towarzystwie dorosłych – dawki dozwolonych kronik odmierzano skrupulatnie i ostrożnie. Byłem dzieckiem pozbawionym doświadczenia i myślałem, że tak właśnie musi być.

Nie budziła we mnie pytań kwestia, dlaczego narracja rodzinna rozpoczęła się w 1917 r., jak gdyby „przed” było nieistnieniem, minus-czasem. Wydawało się, że moi najbliżsi przodkowie urodzili się w roku obu rewolucji. Na zdjęciach, które mi pokazano, na przykład mój pradziadek Mikołaj Lebiediew pojawia się już w mundurze z gwiazdą Armii Czerwonej na czapce. Jak żył wcześniej? Gdzie służył? Nie zadałem sobie takich pytań. Opanowałem umiejętność niezadawania pytań. Dowiedziałem się, że część przeszłości musi pozostać niejasna i że niektórzy ludzie istnieją tylko nominalnie: zostało po nich jedynie nazwisko, może zdjęcie, ale ich losem nie powinniśmy się interesować.

Nagrobek burmistrza Hermana Hakena, na cześć którego nazwano parowiec, który stał się „statkiem filozofów”, Fot. S. Lebiediew

Było jednak miejsce, w którym przeszłość była dość blisko: Cmentarz Wwiedieński w Moskwie, nazywany przez miejscowych cmentarzem niemieckim, na którym pochowano rodzinę mojego ojca. Stary cmentarz przeznaczony był dla nieprawosławnych, z pomnikami mówiącymi w kilkunastu językach, gdzie śmierć i przyszłe życie miały różnorodne style. Pomniki były inne, przypominały odgałęzienia wież gotyckich kościołów. Inny był także język symboli: krzyże rzymskie i celtyckie, gałązki oliwne, gałązki palmowe i, co najważniejsze, anioły. W tradycji prawosławnej anioły rzadko są przedstawiane w formie rzeźbiarskiej. A tutaj było ich dziesiątki – z marmuru, z brązu. Miejsce gniazdowania aniołów, sanktuarium nieziemskiego świata.

Zawsze pytałem rodziców, dlaczego my, Rosjanie, my Lebiediewowie, mamy rodzinne miejsce na niemieckim cmentarzu. Kogo upamiętniały te zniszczone wapienne nagrobki? Wszyscy bracia mojej babci ze strony ojca zaginęli w czasie wojny, a jej siostry umarły z głodu podczas oblężenia Leningradu. Ale tam, na cmentarzu, XIX-wieczne niemieckie groby stały przed grobami rannych oficerów sowieckich, którzy zmarli w pobliskim szpitalu wojskowym, stwarzając złudzenie, że zmarli nadal toczyli wojnę pod ziemią. Rodzice opowiedzieli, że mój pradziadek był chirurgiem wojskowym i że szpital załatwił mu miejsce na cmentarzu. To była tylko częściowa prawda. W latach 80. XX w. moja babcia spisała swoje wspomnienia ręcznie: ciężka księga w okładce domowej roboty. Przeczytałem ją dopiero w latach 90. XX w. i odkryłem, że bezimienne, rzekomo nieoznakowane pomniki wapienne na naszym miejscu na cmentarzu to groby naszych przodków. Nasi niemieccy przodkowie. Poczucie, że jestem Niemcem – tylko odrobinę, maleńki ułamek – było prawie nie do zniesienia.

Następnie, po raz pierwszy od chyba siedemdziesięciu lat, pomniki zostały umyte, usunięto ochronną warstwę brudu, mchów i porostów i odsłonięto litery: Julius Schweikert von Stadion. Homeopata, doktor Julius Schweikert von Stadion, przybył do Rosji z Niemiec w 1832 r. jako apostoł medycyny alternatywnej. Jego misja apostolska nie powiodła się i zakończył swoje dni jako naturopata, lekarz w moskiewskiej rezydencji dla wdów po urzędnikach państwowych. Budynek ocalał i mijaliśmy go wśród trzepoczących czerwonych flag, kiedy mama zabierała mnie na demonstracje z okazji 1 Maja.

Doktor Schweikert ożenił się z Francuzką i zostawił po sobie osiem córek. Zostały guwernantkami i co najmniej trzy z nich poślubiły synów z dobrych rodzin. Najmłodsza, Sofia, moja prababcia, została prawosławną Sofiją i weszła do szlacheckiej rodziny Rtiszczewów – prowincjonalnych wojskowych, którzy zyskali chwałę w wojnach napoleońskich. Jej starsza siostra Karolina została Ekateriną Juljewną Iljiną, damą pochodzącą z szanowanej i zamożnej rodziny. W ten sposób drzewo genealogiczne, które łączyło nas z Iljinem, wyrosło z kamiennego korzenia starego wapiennego pomnika. To nie przypadek, że jednym z pseudonimów Iljina był Julius Schweikert.

„Jak to czasem bywa z rosyjskimi Niemcami, odczuwał zazdrosną miłość do rosyjskiego żywiołu. Nieodwzajemnioną miłość” – napisała o Iljinie wnikliwa pamiętnikarka i poetka Jewgienija Gercyk.

Mogiła Juliusa Schweikerta na cmentarzu niemieckim w Moskwie, Fot. S. Lebiediew

***

Moja babcia nie należała do partii, choć całe życie przepracowała w wydawnictwie literatury politycznej Komitetu Centralnego [Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) – dop. red.] „Politizdat”. Ona, której krewni zostali zesłani do obozów lub zabici przez bolszewików, redagowała wszystkie dzieła Lenina. Nadal nie wiem, jak to określiła – całkowite oderwanie się od swoich uczuć? Konformizm? Gotowość do męczeństwa?

Pisała wspomnienia ze swojego życia jako redaktorka, a dokładniej jako cenzorka. Dopiero gdy sam zostałem dziennikarzem i redaktorem, mogłem w pełni docenić jej kunszt w porzucaniu toku myślenia lub stosowaniu przeoczeń, które na przeoczenia nie wyglądały. Opowiadała tak wiele niemożliwie nowych rzeczy ze swojego dawnego życia, że trudno było wyłapać, iż to, co najważniejsze, często nie było wypowiadane lub było ukrywane w szczegółach. Swój tekst napisała nie wiedząc, że Związek Sowiecki wkrótce się rozpadnie, a archiwa zostaną częściowo otwarte. Napisała go celem publikacji w ZSRS, desperacko próbując zachować nieuchwytną równowagę między tym, co dozwolone, a tym, co niedozwolone.

Jej wspomnienia udało mi się przeczytać dopiero wtedy, gdy pojawiły się elektroniczne bazy danych zawierające historie osób aresztowanych i poległych podczas wojny. Z ich pomocą udało mi się rozszyfrować pominięcia i poznać losy postaci, które ukrywała lub których nie znała. Zacząłem pracować w archiwum, czytając śledztwa z lat 20. i 30. XX w., które stworzyły drugą warstwę wspomnień mojej babci – rozbudowany komentarz, który stał się niezależnym tekstem. Jeden z takich przypadków należał do Igora Iljina, brata Iwana. Oto, co moja babcia napisała o Iwanie Iljinie i jego braciach:

„W rodzinie Iljinów synowie Karoliny mieli odmienne poglądy. Iwan, filozof idealista, wyemigrował przed wojną 1914 r. do Włoch, osiedlając się gdzieś w pobliżu Watykanu. Aleksander i Igor byli przeciętnymi, apolitycznymi i uczciwie pracującymi prawnikami. Aleksiej był bolszewikiem. Zginął przed rewolucją w starciu z policją. W związku z tym do Karoliny przychodzili ludzie z państwowej policji politycznej (GPU), aby przesłuchać ją w sprawie syna emigranta lub skłonić ich do przeniesienia się do mniejszych mieszkań lub coś zarekwirować. Ona pokazywała im jakiś list żelazny, który otrzymała jako matka Aleksandra. Wizyty kończyły się zazwyczaj przeprosinami, a [Karo]lina wiodła spokojne życie w rodzinie syna Igora, jego żony Niny i wnuka Światosława”.

Prawie wszystko w tym fragmencie jest albo błędne, albo wprowadzające w błąd. Iwan, jak wiemy, został wypędzony w 1922 r. na „statku filozofów”. Aleksiej nie zginął w potyczce z policją, ale po powrocie z zesłania na Syberię w 1913 r. Lina nie wiodła spokojnego życia w rodzinie Igora. Prawdziwe historie tych trzech braci – Aleksieja, Iwana i Igora – odzwierciedlają istotę historycznego rozdroża, przed którym stanęła Rosja w przededniu rewolucji 1917 r.

Iwan Iljin: ideolog Białej Sprawy

Gdyby nie rewolucja bolszewicka w październiku 1917 r., Iwan Iljin byłby prawdopodobnie filozofem teoretykiem, nauczycielem specjalizującym się w tematyce Hegla. Roman Gul, przyszły emigrant, dziennikarz i wydawca, zagorzały krytyk Iljina, był jego uczniem od 1914 r. w szkole prawniczej Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego. „Wysoki, bardzo szczupły, przystojny na sposób mefistofeliczny (mimo że był blondynem), I. A. był znakomitym wykładowcą i genialnym uczonym” – napisał Gul w swoich pamiętnikach.

Ojciec Iljina miał majątek we wsi Bolszyje Poliany w obwodzie riazańskim – dobrze prosperujące gospodarstwo rolne z mleczarnią. Miejscowi chłopi, przesłuchiwani w 1937 r. w sprawie Igora, pamiętali także jego brata Iwana: wykładał na uniwersytecie w Moskwie. Po rewolucji majątek został skonfiskowany, a matka i ciotka Iljina zostały na krótko aresztowane.

Według Jewgienji Gercyk, Iljin w młodości hołdował ideom lewicowym, a nawet wziął udział w zjeździe Rosyjskiej Socjaldemokratycznej Partii Pracy w Finlandii w 1905 r. (To tam po raz pierwszy spotkali się Lenin i Stalin). Następnie wycofał się z idei rewolucyjnych i studiował Hegla. Zradykalizowała go wojna domowa i „czerwony” terror. W latach 1917–1922 był trzykrotnie aresztowany pod zarzutem działalności antysowieckiej. Będąc za granicą, zbliżył się do Rosyjskiego Związku Ogólnowojskowego (ROWS), organizacji pokonanej „białej armii”, stając się de facto jej głównym ideologiem.

„Biali” przegrali po części dlatego, że nie potrafili przedstawić jasnej alternatywy do projektu sowieckiego. Iljin próbował odtworzyć przegraną wojnę, budując alternatywę na wypadek, gdyby pojawiła się historyczna szansa na zemstę. Tak naprawdę w latach 20. i 30. XX w. konfrontacja umownych „czerwonych” z umownymi „białymi” miała miejsce nie tylko w Rosji. W swoim artykule programowym „O rosyjskim faszyzmie” z 1927 r. Iljin nawiązuje do doświadczeń Węgier, Niemiec i Włoch. Hiszpania miała oczywiście dołączyć później.

Wygląda na to, że Iljina zahipnotyzował sukces różnych europejskich „białych”. Wojna domowa pozostawiła w nim zaciekłą pogardę dla demokracji, która nie była w stanie obronić się w Rosji. (Bolszewicy z łatwością rozgromili Rząd Tymczasowy, przejściowy parlament Rosji). Nabrał wzniosłej, mistycznej miłości do prawicowych dyktatur jako praktycznego i skutecznego środka przeciwko komunizmowi. Iljin uważał tyranów, od Mussoliniego po Hitlera, za zjawisko naturalne i konieczne: rodzaj odruchu obronnego cywilizacji europejskiej przed komunistycznym barbarzyństwem.

W Niemczech Iljin pracował w Rosyjskim Instytucie Naukowym w Berlinie. W 1933 r. fetował rząd nazistowski i przez krótki okres stał na czele instytutu, aż do zwolnienia w 1934 r., ponieważ jego reweranse nie zrobiły na nazistach wrażenia. Dzięki pomocy kompozytora Siergieja Rachmaninowa wyemigrował w 1938 r. do Szwajcarii, gdzie zmarł w 1954 r.

„Wciąż mam wycinki z twoich prohitlerowskich artykułów, w których mówisz Rosjanom, żeby nie patrzyli na hitleryzm »oczami Żydów« i wychwalali ten ruch!” – napisał do niego w liście po wojnie Roman Gul. Iljin nigdy publicznie nie analizował ani nie krytykował swoich profaszystowskich poglądów. Było to częściowo spowodowane niestabilnością polityczną porewolucyjnej społeczności rosyjskiej za granicą. Emigranci często stawali się kolaborantami. Niektórzy potajemnie pracowali dla sowieckiej policji politycznej, dostarczając informacji lub pomagając w organizowaniu porwań i morderstw politycznych (dwóch przewodniczących ROWS: generał Aleksandr Kutiepow i generał Jewgienij Miller, zostało porwanych i zabitych przez agentów Kremla w Paryżu w 1930 i 1937 r.). Inni woleli uściski Gestapo ze względów ideologicznych lub praktycznych. Kolaboracja części białych z nazistowskimi Niemcami podczas II wojny światowej jest szczególnie haniebnym rozdziałem w historii ruchu.

Mając niemieckiego dziadka i francuską babcię, Iljin mógł wybrać umowną tożsamość europejską, ale w ciągu szesnastu lat życia w Niemczech nigdy nie spotkał się ze swoimi krewnymi Schweikertami. Wyraźnie kultywował swoją rosyjskość.

Aleksiej Iljin – rewolucjonista

Iwan Iljin nigdy nie wspominał o swoim starszym bracie Aleksieju: ani w artykułach, ani w korespondencji. Pochował go w milczeniu. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że Aleksiej Aleksandrowicz Iljin, absolwent wydziałów prawniczego i historyczno-filologicznego Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, był bolszewikiem. Nie był teoretykiem pisania gazet ani krótkotrwałym towarzyszem podróży jak Iwan w młodości. Był człowiekiem czynu, agitatorem i bojownikiem.

W 1925 r., kiedy Iwan przebywał na emigracji w Berlinie, jego matka Jekaterina (Karolina) ubiegała się w Moskwie o emeryturę, uzasadniając to tym, że jest matką sowieckiego bohatera Aleksieja. Dołączyła wzmiankę do swojej petycji od „starych bolszewików”, którzy wstąpili do partii przed pierwszą rewolucją rosyjską (przed 1905 r.) i którzy znali go osobiście pod pseudonimem partyjnym Ermil Iwanowicz.

W 1905 r., na rozkaz Moskiewskiego Komitetu Bolszewików, Aleksiej Iljin zorganizował około sześćdziesięcioosobową brygadę bojową działającą na linii kolejowej Moskwa-Kazań (jest to linia obejmująca stację Iljinskaja i należący niegdyś do rodziny majątek Bykowo), która w grudniu wzięła udział w zbrojnym powstaniu. Brygada walczyła i zabijała policję i żandarmów. Aleksiej został ranny w nocy 2 grudnia. Musiał żyć na nielegalnej stopie, ukrywając się, ale przy pomocy prawników udało mu się pomóc w ucieczce aresztowanym członkom swojej brygady. Sam został aresztowany w 1907 r. i zesłany na Syberię.

Zwolniony w 1910 r. Aleksiej powrócił do pracy konspiracyjnej, przekazując pieniądze i dokumenty uciekającym przed policyjną inwigilacją (książeczki paszportowe mogli otrzymać w majątku jego ojca w Bolszoj Polanie w Riazaniu). Zmarł prawdopodobnie na tyfus w 1913 r., kiedy Iwan Iljin wrócił po dwóch latach studiów na uniwersytetach europejskich i rozpoczął pracę pedagogiczną na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym. W 1925 r. Fiodor Konurowski, jeden z członków kolejowej brygady wojskowej, który uzyskał od Iljina fałszywe dokumenty, napisał: „Proszę komisję o przyznanie Jekaterinie Iljinie odpowiedniej emerytury osobistej jako matce prawdziwego ideowego rewolucjonisty, który znosił wszystkie trudy pierwszej rewolucji”.

Oto klasyczny wątek pisarstwa socrealistycznego: brat przeciw bratu, jeden za starym, drugi za nowym. Iwan wykreślił Aleksieja ze swojego życia, ale nie mógł o nim zapomnieć, co uczyniło jego krucjatę przeciwko bolszewizmowi czymś bardzo osobistym: rozpoznaje się ten poziom pasji, który jest zarezerwowany dla walki z rodziną w separacji, a nie z obcymi.

Członkowie brygady najwyraźniej poczuli się zobowiązani wobec zmarłego patrona, który położył podwaliny pod ich biografie polityczne. Niewielu przeżyło lata 20. i 30. XX w. Najwyższy rangą członek grupy, Petr Kameron, bojownik z 1905 r. i sekretarz Aleksieja w latach 1910–1919, kiedy wrócił do legalnej pracy, został przewodniczącym trybunałów rewolucyjnych, które wykonywały egzekucje na oddających się do niewoli przywódcach antysowieckich powstań w Azji Środkowej, członkiem Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRS i przewodniczącym kolegium prawniczego ds. karnych Sądu Najwyższego (w 1938 r.!) – człowiek, który z racji zajmowanego stanowiska miał ręce we krwi i odwiedzał Jekaterinę Iljinę aż do jej śmierci w 1942 r.

Odwiedził ją i prawdopodobnie pomógł jej. Z pewnością poparł wniosek o emeryturę w 1925 r. Jednak jego lojalność była ściśle ograniczona i obejmowała tylko matkę Aleksieja, a nie jego braci. Był Iwan, był Aleksiej i był Igor.

Igor Iljin – prawnik, zwykły człowiek

Akta sprawy Igora Iljina uzyskałem w archiwum w Moskwie, kiedy w Rosji rozpoczęła się pandemia Covid. Strażnik przy drzwiach przyłożył mi termometr do czoła; w ramce błysnęła liczba 37. Historia pełna jest czarnego humoru: Igor Iljin został zastrzelony w 1937 r. w Butowie pod Moskwą.

„Sprzęt działa” – powiedział strażnik i wpuścił mnie.

Fotografia z archiwalnych akt śledztwa przeciwko Igorowi Iljinowi. Zbiory S. Lebiediewa

Otwierając akta, byłem pewien, że dowiem się, że Igor został aresztowany i stracony za bycie bratem Iwana, oskarżonym o pokrewieństwo z wypędzonym wrogiem państwa sowieckiego. Rzeczywistość była prostsza i bardziej przerażająca. NKWD nie zadało sobie trudu stworzenia powiązań między braćmi, mimo że Igor już na pierwszym przesłuchaniu szczerze oświadczył, że jego brat został wydalony przez tajną policję w 1922 r. Igora zamordowano „kwestią mieszkaniową”, która „zrujnowała Moskwę”, jak pisał Bułhakow w „Mistrzu i Małgorzacie”. Igor znalazł lukę w sowieckim ustawodawstwie i udało mu się uratować mieszkanie Iljina w Moskwie przed tzw. „zagęszczeniem”, czyli odgórnym nakazem zakwaterowania tam obcych osób i przekształcenia go w mieszkanie wspólne. Doprowadził do oficjalnego uznania, że w mieszkaniu były trzy jednostki rodzinne, a nie jedna: on z żoną, teściowa i matka Ekaterina Juljewna. Z prawnego punktu widzenia wszyscy byli obcymi, a nie rodziną, dlatego wymagali trzech przestrzeni życiowych. Równanie było prawie idealne, ale pozostał jeden mały pokój o powierzchni pięciu metrów kwadratowych, i aby uniemożliwić obcym wprowadzanie się do niego, Igor i jego żona znaleźli daleką krewną, która potrzebowała mieszkania.

Krewna znalazła chłopaka i oboje pozwali Iljinów, żądając całego pełnoprawnego pokoju. Sąd odmówił, ale oddalił także pozew Igora o eksmisję lokatorów. W 1937 r. lokatorzy zemścili się, oskarżając Igora o rzekomą agitację antysowiecką. Aby udowodnić, że Igor ukrywał swoją „naturę klasową”, świadek stwierdził: „Iljin był dwulicowy. Nie brakowało mu pieniędzy, na przyjęciach w swoim domu nosił frak i lakierowane pantofle, a do pracy chodził w podartych butach”.

Igor został aresztowany 20 września 1937 r. Po kilku przesłuchaniach, podczas których oficer śledczy, w celu potwierdzenia pochodzenia ziemiańskiego, szczegółowo opisał, ile krów, siewników i pracowników najemnych znajdowało się w majątku Bolszyje Polany, Iljin został rozstrzelany 19 listopada.

Stalin zmarł wiosną 1953 r., Iwan Iljin – 21 grudnia 1954 r. w Zollikon w Szwajcarii, a latem 1956 r., gdy rozpoczęła się „odwilż” Chruszczowa, żona Igora, Nina Iljin, zwróciła się do Prokuratury ZSRS o rehabilitację męża. Powołane dwa lata wcześniej KGB wystawiło jej fałszywe zaświadczenie, że Igor zmarł w łagrze na zapalenie płuc 10 marca 1943 r. Zaświadczenia takie były powszechną praktyką, gdyż pomimo odwilży, surowo zabraniano ujawniania prawdziwej przyczyny śmierci – rozstrzelania – zarządzonego według listy przez wojskowe „trójki”. KGB na masową skalę fałszowało akty zgonu, przypisując dowolne daty, zwykle pochodzące z okresu wojny, aby ukryć jeden zgon w masie innych, wymyślając „naturalne przyczyny śmierci” – zapalenie płuc, dur brzuszny, zawał serca.

Nina w korespondencji z Prokuraturą ZSRS i KGB, powoływała się na rewolucyjną przeszłość Aleksieja stanowiącą dowód wiarygodności rodziny i oczywiście nigdy nie wspomniała o wygnanym Iwanie. Samo KGB ustaliło ten związek: odkopało akta archiwalne dotyczące jego aresztowań przez CzeKa w czasie wojny domowej oraz materiały operacyjne dotyczące emigracyjnego ROWS, których ideologiem był Iwan. Ale pozostawiło tę informację bez konsekwencji.

Wypis z protokołu trójki NKWD z informacją o wyroku śmierci wydanym na Igora Iljina. Zbiory S. Lebiediewa

Z tej samej korespondencji wyłania się uderzający szczegół, złowieszcza metafora całej epoki. Nina napisała, że wkrótce po aresztowaniu Igora w 1937 r. do jego pokoju wszedł funkcjonariusz NKWD, jeden z tych, którzy go aresztowali, i przywłaszczył sobie cały jego dobytek. I jak zeznała, w 1956 r. nadal tam mieszkał: ilekroć otwierały się drzwi do pokoju, widziała jego rzeczy i meble, przywłaszczone przez mordercę. Dwadzieścia lat przeżytych w jednym mieszkaniu z osobą, która doprowadziła do śmierci męża, brak możliwości wyprowadzenia się oraz widok mordercy zakrywającego się kocem i siedzącego na krzesłach zamordowanego – czy istnieje silniejszy obraz bezsilności, wymuszonego upokorzenia przed złem? Jaką szkołę przeszedł w tych latach cały kraj? Była to szkoła współżycia z katami. A dziś spadkobiercy tych czekistów, którzy zniszczyli Igora, wychwalają i promują jego brata Iwana.

Powrót trupa

W latach 90. XX w., kiedy kultura rosyjskiego świata emigracyjnego przeżywała odrodzenie oraz wydawano w ogromnych nakładach zakazane wcześniej książki, nazwisko Iwana Iljina pozostawało w cieniu nazwisk innych pasażerów „statku filozofów”, takich jak: Nikołaj Bierdiajew, Nikołaj Trubieckoj i Władimir Łosski. W tym samym czasie ruch „białych” przeżył swój własny renesans: z publikacją wspomnień dowódców wojskowych, modą na „białe” pieśni i idealizacją „białych” jako bohaterów. Po to, aby zrównoważyć natychmiastową dewaluację panteonu sowieckich bohaterów. A Iwan Iljin po raz drugi pojawił się na scenie w historii Rosji, wraz z dominacją Władimira Putina. Filozof został siłą „wskrzeszony”.

Mówią, że Putin został wybrany na następcę Borysa Jelcyna w drodze interesującego castingu – że brano pod uwagę kilku kandydatów. Możemy sobie wyobrazić, że w podobny sposób Iljin został wybrany do sponsorowanej przez państwo rehabilitacji. Musimy pamiętać, że inwigilacja rosyjskich emigrantów antyradzieckich z ROWS była specyficznym obszarem profesjonalnej działalności wewnątrz KGB. Tajna policja była lojalnym czytelnikiem ich dzieł i śledziła ich. Na przykład z akt sprawy Igora Iljina wynika, że w 1950 r. rozpoczęto obławę w celu ustalenia miejsca pobytu Iwana Iljina. Czekiści z kręgu Putina mogli z łatwością wybierać spośród obiektów swoich operacyjnych zainteresowań.

W 2005 r., na rozkaz Putina, na Cmentarzu Dońskim w Moskwie pochowano szczątki dwóch rosyjskich emigrantów: Iwana Iljina, którego grób znajdował się w Szwajcarii oraz generała Antona Denikina, naczelnego wodza Białej Armii, którego szczątki były pochowane w Stanach Zjednoczonych. Wybór tych postaci, tych milczących zwłok, jako fundamentu nowej ideologii państwowej, miał charakter wysoce symboliczny. Denikin uosabiał główne hasło „białych”: „Rosja Zjednoczona i Nierozłączna”, które sprzeciwiało się polityce bolszewickiej, akceptującej oderwanie terytoriów byłego Imperium Rosyjskiego, takich jak Finlandia czy Polska. W grudniu 2003 r. hasło „białych” stało się oficjalną nazwą partii rządzącej przez Putina – Jednej Rosji.

A Iljin został wybrany do roli ideologa i proroka. „Putinizm” nie ma świętego tekstu, głównej księgi: jest niezwykle eklektyczny i plastyczny, w czym tkwi jego siła. Ale reżim Putina potrzebował wyższej genealogii i konserwatywnego języka politycznego z roszczeniami do bycia „filozofią” i „tradycją historyczną”. Wyniosły szowinizm Iljina zrobił swoje. Jednak Iljin nie wyznaczył biegu historii Rosji. Wręcz przeciwnie, to historia Rosji poszła w kierunku jego idei. Po ekstremalnym ruchu w lewo wahadło przechyliło się w prawo.

Po 1991 r., niezależnie od tego, czy jej mieszkańcy byli tego świadomi, czy nie, Rosja stanęła przed pytaniem: czym ona właściwie jest? Czy Federacja Rosyjska będzie miała realną, czy jedynie nominalną treść? Odpowiedź przyszła w 1994 r. wraz z I wojną czeczeńską i całkowitym odrzuceniem możliwości ogłoszenia przez Czeczenię niepodległości. Największą obawą lat 90. XX w. był strach, że kraj rozpadnie się w szwach i pogrąży się w anarchii republik narodowych. Jelcyn wykorzystał te obawy do usprawiedliwienia wojny w Czeczenii i wzmocnienia tajnych służb.

Jeśli podsumujemy poglądy Iljina na postbolszewicką przyszłość Rosji, a był on jednym z nielicznych umysłów emigracyjnych, które snuły takie prognozy, wyłania się następujący obraz: będzie chaos, wyimaginowany triumf „wolności” i „demokracji”, która zostanie wykorzystana przez wrogów Rosji, aby spróbować ją rozczłonkować, aby zagrać kartą separatystów. Jedynym ratunkiem będzie silny przywódca, dyktator otoczony świtą zwolenników zdolnych do „patriotycznej arbitralności” i ograniczenia tendencji odśrodkowych za cenę swobód obywatelskich.

Nic dziwnego, że dla Putina i jego gangu czekistów pisma Iljina wyglądały jak proroctwo. Przecież od samego początku kreowali wizerunek Putina jako wybawiciela Rosji z chaosu „demokracji”, wykorzystując stary sowiecki mit o służbach bezpieczeństwa jako rycerzach rewolucji z tarczą i mieczem w godle, jako potężnej grupie bezinteresownych strażników państwa. To nie przypadek, że szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew określił służby bezpieczeństwa mianem „nowej szlachty”, zaś Wiktor Czerkiesow, były oficer KGB, który nękał dysydentów, a obecnie jest szefem Federalnej Służby Kontroli Narkotyków, w 2007 r. napisał sensacyjny artykuł o „haku czekistowskim”, który chwycił spadającą w przepaść Rosję, i przedstawił służby bezpieczeństwa jako kastę wojowników inspirowaną czekizmem.

Innymi słowy Putin i jego kompani rozpoznali się w tekstach Iljina: na własnych oczach zapewnił im, szarym ludziom z tajnych służb, osobom mającym nawyk anonimowości i konspiracji, pożądany historyczny szacunek i wzmocnił go nutą mistycyzmu. Iljin był ich autorytetem, który uzasadniał wrodzoną wrogość do demokracji poprzez narrację o mesjańskiej nieuchronności dyktatury. To – czyli „putinizm” – jest nie tyle szczegółową ideologią, ile ramą mitologiczną, uświęconym obrazem, który tworzy sakralną tożsamość.

Czerwoni i Biali

Jak jednak ludzie z sowieckich służb bezpieczeństwa, dla których szczególnie Iljin i w ogóle „biali” emigranci byli zaciekłymi wrogami, zaakceptowali te poglądy i idee?

Jako sowieckie dziecko miałem książkę zatytułowaną „Czerwoni i biali”. Był to zbiór ilustrowanych historii zbudowanych na celowej i skrajnej dychotomii: „czerwoni” byli zawsze bohaterami, „biali” – złoczyńcami i tchórzami. Jako dziecko całkowicie wierzyłem w tę manichejską opozycję. Kiedy jednak byłem nastolatkiem, obraz się odwrócił. Nie pamiętam dokładnie, kiedy nastąpiło przejście. Wyglądało to tak, jakby inwersja nastąpiła sama. Od teraz „biali” byli szlachetnymi rycerzami, a „czerwoni” zwykłymi rozbójnikami. Chyba wdychałem nowe tchnienie epoki.

Istnieje historyczne nieporozumienie w nadrzędnej opozycji między „czerwonymi” i „białymi”, spowodowanej brutalną i niemożliwą do pogodzenia wojną domową. Można powiedzieć, że podział na „czerwonych” i „białych” był w pewnym sensie umowny. Armia „czerwonych” składała się z tylu byłych oficerów carskich, co armia „białych”. Ta współpraca, ten wspólny element dowodzi, że „czerwoni” i „biali” – nie ze względu na ideologię, ale fakt historyczny – wcale nie różnili się od siebie tak, jak twierdzą mity. Stara elita imperialna znalazła miejsce po obu stronach. Z prostego powodu. Obie strony były imperialistami, tylko różnych odmian.

Mimo to istniały znaczące różnice doktrynalne, które mają wpływ na wydarzenia dnia dzisiejszego. „Białe” poglądy na kwestię narodową były bardziej konserwatywne niż „czerwone”, natomiast Sowieci posługiwali się dyskursem internacjonalizmu i przeciwstawiali się, przynajmniej retorycznie, staremu imperialnemu szowinizmowi. „Biali”, ze swoją koncepcją „jednej i niepodzielnej Rosji”, ze swoją fizjologiczną metaforą imperium jako (według słów Iljina) „organizmu naturalnego”, stanowczo zaprzeczali emancypacji narodowości tworzących ten kraj. Jest to znacznie bliższe poglądom Władimira Putina i praktycznym potrzebom jego reżimu. Nie bez powodu w niedawnym przemówieniu zarzucał Leninowi „tworzenie Ukrainy”, czyli dopuszczenie do pojawienia się jej na mapie jako politycznego podmiotu, aczkolwiek w systemie sowieckim.

Nic więc dziwnego, że Putin, który w celach propagandowych za główny cel wojny uznał „denazyfikację” Ukrainy, cytuje jednocześnie Iljina, apologetę faszystowskich dyktatur, który pisywał słowa pochwały dla Hitlera. Jest to rodzaj mimowolnego wyznania. Obnaża naturę reżimu Putina, zbudowanego na kulcie przywódcy i rasistowskiej idei wyższości narodowej Rosjan.

We wsi Bolszyje Polany, rodzinnej siedzibie Iljinów, nie zachował się ani folwark, ani kościół. Gospodarstwo zostało splądrowane po serii rekwizycji i ostatecznie zniszczone. Kościół zamknięto i wykorzystywano jako magazyn, a w latach 30. XX w. rozebrano. Ostatni ksiądz, Mikołaj Sokołow, został aresztowany w 1937 r. i rozstrzelany w Butowie na miesiąc przed Igorem Iljinem.

Ruiny i zapomnienie zawsze budzą żal. Jednak historia pośmiertnej reanimacji tekstów i myśli Iwana Iljina sugeruje, że niektóre krypty należy otwierać ostrożnie lub wcale. Konieczne jest ponowne krytyczne spojrzenie na utracone dziedzictwo, ze świadomością etyczną i historyczną – w przeciwnym razie może dojść do odrodzenia się czegoś w rodzaju wirusa z przeszłości, na który straciliśmy wszelką odporność.

Siergiej Lebiediew – urodził się w Moskwie w 1981 r. Jego rodzice byli geologami. Idąc w ich ślady, począwszy od 15 roku życia, Lebiediew spędził osiem sezonów jako pracownik terenowy podczas wypraw geologicznych. Od 2010 r. napisał pięć powieści poświęconych tematowi skrywanej, sowieckiej przeszłości oraz wpływowi stalinowskich represji, prześladowań i ich następstw na współczesne życie Rosjan. Jego piąta powieść „Debiutant” to intelektualny thriller, opowiadający o zagadkowym świecie rosyjskich służb specjalnych. Książki Lebiediewa przetłumaczone zostały na 22 języki, a ich autor był finalistą głównych nagród literackich. Od 2018 r. mieszka w Niemczech. Jednoznacznie i otwarcie wypowiada się przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Tłumaczenie z języka angielskiego: Sylwia Szarejko.

Tekst ukazał się pierwotnie w: „Liberties – A Journal of Culture and Politics, volume 3, number 2, winter 2023

https://libertiesjournal.com/author/sergei-lebedev/

Skip to content