Flat Preloader Icon

Ci, którzy „siedzieli” i ci, którzy pilnowali. Pamięć o ofiarach i oprawcach we współczesnej Rosji

18/12/2022

Elena Racheva

Głowę Stalina znaleziono w ogrodzie. Ze złamanym czubkiem nosa, z pęknięciem przez cały policzek, z na wpół wytartym wąsem. Mieszkaniec wsi Kortkeros w rosyjskiej Republice Komi wykopał ją, oczyścił i przyniósł miejscowemu historykowi, litewskiemu deportowanemu Anatolisowi Smilingisowi. Notatka o tym ukazała się w lokalnej gazecie.

Miesiąc później, jak mi powiedział Smilingis, do jego drzwi zapukał starszy mężczyzna. W czasach gdy był dzieckiem, głowa ta była ustawiona przy wejściu do miejscowej szkoły. Każdy, kto wchodził do środka, musiał zdjąć przed nią czapkę i powiedzieć: „Dzień dobry”. Ale w 1956 r. nadszedł XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego (KPZS), na którym Nikita Chruszczow obwinił Stalina o masowe represje i potępił jego kult. Era Stalina się skończyła. Do dziadka tego mężczyzny, który pracował wówczas w szkole jako stróż, przyszedł dyrektor i nakazał: Zdjąć popiersie Stalina z piedestału, rozbić je, a gruz usunąć.

Na zdjęciu widać ludzi zwiedzających wystawę

Wystawa stała w Muzeum Pamięci Sybiru. 2021

Stróż był wprawdzie zesłańcem, jednak wodza kochał. Nie śmiał podnieść ręki na jego popiersie. Jak opowiadał Smilingisowi wnuk, dziadek obudził go w nocy, zaprowadził do szkoły, odmierzył krokami odległość od narożnika budynku, wykopał dół, zakopał Stalina i powiedział: „Zapamiętaj to miejsce. Ja już pewnie umrę, ale kiedy nadejdzie czas, ty go wykopiesz”. Ten czas, jak się wydaje, naprawdę nadszedł.

Boom na wznoszenie pomników Stalina i innych sowieckich katów rozpoczął się w Rosji pod koniec pierwszej dekady XXI w. Według antropolożki Aleksandry Archipowej w latach 1998–2017 w Rosji zainstalowano co najmniej 132 rzeźby i tablice upamiętniające Stalina, a ich liczba rosła z każdym rokiem.

Sprawa nie ograniczała się do Stalina. W ostatnich latach w Moskwie, Krasnodarze, Iżewsku, Guś-Chrustalnym, Bałaszysze, Riazaniu, anektowanym Symferopolu i w innych miastach odsłonięto pomniki Feliksa Dzierżyńskiego, jednego z najkrwawszych przywódców Rewolucji Październikowej, założyciela Wszechrosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i twórcy systemu obozowego. W Magadanie, stolicy Kołymy, miejscu, w którym zginęły miliony więźniów Gułagu, latem 2021 r. wzniesiono pomnik odpowiedzialnych za tę śmierć funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa państwowego. W mauzoleum na głównym placu Moskwy ciągle leży Lenin, a w całej Rosji pojawiają się jego nowe pomniki, które we wszystkie sowieckie święta są zarzucone szkarłatnymi goździkami.

Pomniki ofiar i pomniki katów powstawały równolegle, czasem w tych samych miastach. Należy zauważyć, że nie doszło do rosyjskiej Norymbergi, gdzie zostaliby skazani sprawcy zbrodni komunistycznych, a reżim nie został prawnie uznany za zbrodniczy. Dlaczego w Rosji nie potępiono komunizmu i dlaczego cień Stalina wciąż stoi za plecami? I dlaczego w kraju wciąż pojawiają się pomniki czekistów?

Bezużyteczna prawda

Rosja przeszła przez dwa etapy destalinizacji, które jeszcze niedawno wydawały się ostateczne. Pierwszym z nich był XX Zjazd KPZS, a okazja do definitywnego – jak się wydawało – pożegnania się z sowiecką przeszłością i postacią Stalina pojawiła się w latach pierestrojki (1985–1991) oraz w latach 90. XX w. W 1987 r. powołano Komisję Biura Politycznego Komitetu Centralnego KPZS ds. Rehabilitacji, która stwierdziła że więźniowie polityczni byli niewinni. Irina Kalina, skazana na pięć lat łagrów za „antysowiecką agitację” mieszkanka Moskwy opowiedziała mi, jak w 1988 r. została wezwana do KGB [Komitet Gosudarstviennoj Biezopasnosti/Komitet Bezpieczeństwa Państwowego], by otrzymać zaświadczenie o rehabilitacji. Wizerunkowi KGB wciąż towarzyszył strach; Irina szła tam, jak na skazanie: „Jakie to straszne! Idziesz, piękny wąski korytarz, cały w dywanach. Nikt oczywiście nie robi ci nic złego, ale nadal wydaje ci się, że nigdy stąd nie wyjdziesz”.

W 1990 r. Michaił Gorbaczow podpisał dekret o przywróceniu praw ofiarom represji politycznych. Ludzie zaczęli głośno mówić o swoich przodkach zaginionych w łagrach i szukać ich spraw karnych w archiwach KGB. Wnuki represjonowanych opowiadały mi, że w otrzymywanych teczkach znajdowały swoje zapytania, starannie wklejone na ostatnich stronach, tuż po protokołach rozstrzelania. Gazety pisały o zbrodniach reżimu stalinowskiego, w księgarniach ustawiały się kolejki po „Archipelag Gułag” Sołżenicyna i „Opowiadania kołymskie” Szałamowa.

Jednak, według historyka kultury sowieckiej Ilji Wieniawkina, nowy prezydent kraju Borys Jelcyn nie interesował się polityką historyczną i symboliczną. Nie można bowiem oczekiwać od władzy, że zacznie krytykować swoje przeszłe, błędne kalkulacje i rozmontuje istniejące instytucje. Wymaga to nacisku społecznego, który w latach 90. nie pojawił się. Żądanie destalinizacji ze strony społeczeństwa nie było wystarczająco silne; w elitach władzy pozostali ludzie, którzy zrobili karierę za poprzedniego reżimu, i którzy nie byli zainteresowani roztrząsaniem przeszłości. W sierpniu 1991 r. tłum zburzył pomnik Dzierżyńskiego przed budynkiem KGB, ale drzwi do siedziby KGB pozostały zamknięte. Urząd nie został zlikwidowany (tylko przemianowano go na FSB [Fiederalnaja Służba Biezopastosti/Federalna Służba Bezpieczeństwa]). Próba przeprowadzenia otwartego procesu przeciwko KPZS nie powiodła się. Jak napisał Arsenij Roginski, historyk, działacz na rzecz praw człowieka i założyciel międzynarodowego stowarzyszenia „Memoriał”, pamięć o represjach w Rosji pozostała pamięcią o ofiarach, ale nie o zbrodniach. Wszystkim było żal torturowanych i zabitych ludzi, ale nikt wprost i jednoznacznie nie nazwał państwa zbrodniarzem. Bez oficjalnej oceny prawnej zbrodni reżimu, roli KPZS i osobiście Stalina, bez jawnego procesu sprawców terroru, prawda o sowieckim reżimie rozwiała się i szybko została zapomniana.

„Stalin wychował nas na wierność narodowi”

W 2009 r., po wielkiej publicznej dyskusji i w atmosferze skandalu, na stacji moskiewskiego metra przywrócono płaskorzeźbę z wersem z hymnu ZSRS: „Stalin wychował nas na wierność narodowi, natchnął nas do pracy i wyczynów”. Wielu się wówczas oburzyło, ale to był dopiero początek. Przez następne lata państwo prowadziło łagodną rekonstrukcję stalinizmu. Władimir Putin od czasu do czasu wspominał, że Stalin był „złożoną postacią”, a jego „demonizacja” jest „jedną z dróg ataku na Związek Sowiecki i Rosję”. We wrześniu 2022 r. wprost stwierdził, że Włodzimierz Lenin, Józef Stalin i Mikołaj II „uczynili z Rosji wielkie mocarstwo”.

Równolegle na nowo pisano historię tego „wielkiego mocarstwa”. W 2014 r. Putin skrytykował podręczniki historii za „ideologiczne bzdury” i „świadome umniejszanie roli narodu radzieckiego w walce z faszyzmem”. W rezultacie w nowych podręcznikach wydanych w latach 2019–2021 pojawiły się liczne wzmianki na temat samego Putina, a także jego walki z Zachodem i zachodnimi wartościami. Na przykład w podręczniku historii z 2021 r. pod redakcją Siergieja Karpowa podano, że „W.W. Putin okazał się poważniejszym przeciwnikiem, niż sądzili jego przeciwnicy w kraju oraz ich zagraniczni mecenasi i sponsorzy”, a podręcznik z 2019 r. pod redakcją Anatolija Torkunowa informował – że nowoczesne rodzaje broni „zniweczyły wysiłki USA i NATO, aby zmienić parytet wojskowo-strategiczny na swoją korzyść”.

Jednocześnie temat stalinowskich represji niemal zupełnie zniknął z podręczników. O ile wcześniejsze wydania informowały, że represje dotyczyły wszystkich, podawały liczbę rozstrzelanych i nie próbowały wybielać Stalina, o tyle w nowych książkach pisano, że w ZSRS prześladowano tylko opozycję polityczną i dawną arystokrację, a jedną z przyczyn Wielkiego Terroru, jak napisał w swoim podręczniku Torkunow, było „niebezpieczeństwo nowej wojny światowej”, z powodu której Stalin zdecydował się na „generalne oczyszczenie” społeczeństwa sowieckiego z potencjalnej „piątej kolumny”. Równolegle z pojawianiem się nowych pomników na ulicach rosyjskich miast wmawiano ich mieszkańcom, że powinni być dumni z postaci historycznych, które w ten sposób upamiętniano.

Nie żeby nowa władza była szczególnie zainteresowana rehabilitacją stalinizmu i zaprzeczaniem represjom. Raczej, wobec braku współczesnej ideologii, sowiecka przeszłość, z jej prymatem państwa nad prawami człowieka, stała się sposobem legitymizacji reżimu politycznego. Stalin jako symbol silnej władzy, Dzierżyński jako symbol karzącej ręki państwa, represje jako memento mori dla opozycji politycznej, historia jako główne uzasadnienie polityki państwa.

W różnych przemówieniach prezydent Putin nie przestaje nazywać siebie czekistą. Anne Applebaum, autorka książki o Gułagu przekonuje, że rosyjska klasa rządząca postrzega siebie jako spadkobierczynię sowieckiego systemu władzy. Oczywiście ważne jest [też] dla tej klasy, aby KGB było postrzegane pozytywnie przez społeczeństwo. Tymczasem pamięć o represjach, deportacjach i chłopskich buntach łamie starannie skonstruowaną przez państwo narrację o jedności narodu i władzy w walce z wrogami zewnętrznymi.Oczywiście ważne jest [też] dla tej klasy, aby KGB było postrzegane pozytywnie przez społeczeństwo. Tymczasem pamięć o represjach, deportacjach i powstaniach chłopskich łamie starannie skonstruowaną przez państwo narrację o jedności narodu i władzy w walce z wrogami zewnętrznymi.

Uporczywa rehabilitacja sowieckiej przeszłości zrobiła swoje. Od połowy drugiego dziesięciolecia XXI w. w sondażach opinii publicznej stosunek do Stalina i jego roli w historii kraju zaczął się poprawiać. W maju 2021 r. (kiedy niezależne Centrum Lewady przeprowadziło to badanie po raz ostatni) 56 proc. Rosjan zgodziło się, że „Stalin był wielkim przywódcą”. W innym sondażu 55 proc. wyraziło szacunek lub sympatię dla lidera (choć 28 proc. zareagowało „obojętnie”). Instalację pomnika Stalina poparło 48 proc. badanych, tylko 20 proc. było przeciwnych. Więcej respondentów wyrażało pozytywny stosunek do Stalina niż do Breżniewa, Gorbaczowa, Jelcyna i innych polityków z rosyjskiej przeszłości.

Jednak zdaniem naukowców nie da się wyjaśnić tego zjawiska tylko narzuconą z góry stalinizacją. Antropolog Aleksandra Archipowa zauważa, że jedna trzecia pomników została ustawiona w małych osadach i wsiach. W wielu przypadkach to nie miejscowa administracja proponowała ich postawienie (mogła być nawet temu przeciwna), ale grupy mieszkańców lub np. lokalne oddziały partii komunistycznej (KPFR). Często ludzie sami zbierają pieniądze na pomniki, sami tworzą ich projekty. Popiersia Stalina są często zamawiane w warsztatach w Osetii Północnej (nadal są tam produkowane seryjnie), a tablice memoratywne są zamawiane w zakładach pogrzebowych. Pomniki są stawiane na terenie biur partii komunistycznej, jak w Wołgogradzie, Nowosybirsku czy Briańsku, albo na prywatnych działkach mieszkańców, jak we wsi Zakomelie w obwodzie iwanowskim lub w osadzie Szelanger w obwodzie maryijskim.

Dla takich oddolnych entuzjastów stalinizmu, niezadowolonych ze współczesnego skorumpowanego reżimu i rozwarstwienia społecznego, postacie oprawców z przeszłości stają się pośrednią formą protestu, symbolem wszystkiego, czego brakuje im we współczesnej władzy: państwa opiekuńczego, zmienności rządu, walki z korupcją, braku nierówności. Stalin okazuje się symbolem „silnej ręki”, superpaternalistycznego państwa, które przyjdzie i rozwiąże wszystkie problemy swoich obywateli. Część z nich być może zostanie rozstrzelana, ale to nie jest straszne: jak mówiono w czasach represji, „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”.

To zabawne, że nawet państwowi propagandyści uciekają się do tej samej retoryki. Na przykład Zachar Prilepin, pisarz i polityk, który zdążył już walczyć w Donbasie i został objęty osobistymi sankcjami UE, zaproponował w 2021 r. wzniesienie pomnika Dzierżyńskiego, argumentując, że Dzierżyński jest „symbolem przezwyciężenia całej tej hańby, która jest teraz obserwowana w naszym kraju. To przypomnienie dla wszystkich biurokratów,  skorumpowanych urzędników, łajdaków i innych piątokolumnowych szumowin, że Feliks Edmundowicz przyjdzie i ukarze was wszystkich”.

Protest przybiera formy performatywne, a w całym kraju pojawiają się pomniki, tablice pamiątkowe, wiece ze szkarłatnymi flagami i goździkami na grobach sowieckich przywódców. Jednak, jak uważa dyrektor Socjologicznego Centrum Lewady Denis Wołkow, rehabilitacja Stalina i jego katów nie jest celem polityki państwa – jest raczej jej produktem ubocznym. Na pytanie Centrum Lewady „Czy chciałbyś żyć pod rządami Stalina?”, 60 proc. respondentów odpowiada „nie”. Stalin i czas Stalina pozostają wyimaginowaną konstrukcją, obrazem protestu, a nie czasem, do którego Rosjanie chcieliby się przenieść.

„Ci, którzy siedzieli, są pierwsi w kolejce do aresztowania”

Jest jeszcze jeden powód, dla którego mieszkańcy kraju nie potępili sprawców państwowych zbrodni. Propaganda telewizyjna codziennie pokazuje wielką sowiecką przeszłość, przedstawiając ją jako paradę sukcesów i osiągnięć. Stalin kojarzy się ze zwycięstwem w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, jedynym jednoczącym symbolem dumy narodowej Rosjan. (Historyk Arsenij Roginskij porównał argument: „Stalin był oczywiście złoczyńcą, ale wygrał wojnę” z argumentem: „Kain oczywiście zabił swojego brata, ale jakie są jego zasługi w rozwoju rolnictwa”). Jednocześnie, jak uważa Wołkow, państwo wyznacza niepodzielny obraz wielkiej przeszłości, z której obywatele powinni wszystko kochać i szanować. A ponieważ jest to niemożliwe, wyparta zostaje cała krwawa przeszłość. Pozostaje tylko bohaterstwo.

Podkreślając powody, które uniemożliwiają krajowi rozstanie się z krwawą przeszłością, przypomnimy jeszcze jeden, najbardziej banalny: strach. Pod koniec pierwszej dekady XXI w., pracując nad książką o Gułagu, podróżowałam po Rosji, szukając ostatnich, bardzo starych ludzi, którzy przeszli przez stalinowskie łagry. Wielu z nich nie chciało ze mną rozmawiać. Starzec, który spędził 20 lat w łagrach Workuty i pozostał tam, aby dokończyć swoje życie, wyjaśnił to w ten sposób: „Ci, którzy byli w więzieniu, są pierwsi w kolejce do aresztowania [do więzienia]”. Większość byłych więźniów, którzy pozostali w obozach, nie zauważyła głasnosti, pierestrojki, publikacji książek Sołżenicyna i Szałamowa, upadku kraju i budowy nowego. Nie przeżyli tego krótkiego okresu lat 90. XX w., kiedy Rosja wydawała się naprawdę demokratyczna i wolna, albo przezornie nie uwierzyli w tę wolność. Nawet wiele lat później przestrzegali odwiecznych sowieckich zasad: Nie wyróżniaj się. Nie mów głośno. Nie miej własnego zdania. Nie wchodź w konflikt z władzą. Nadal bali się: ponownego aresztowania, represji, głodu, przemocy. Wewnętrznie pozostali w gułagu – jak wielu z tych, którzy nigdy nie byli w nim fizycznie. Strach, który ogarniał ZSRS, po jego rozpadzie nigdzie nie zniknął. Złagodzenie reżimu było zbyt krótkotrwałe, rehabilitacja niewinnych ofiar przeszła niezauważona. Stalin i Lenin nie zostali nazwani katami, Wielki Terror – zbrodnią, strażnicy nie zostali zlustrowani. W wywiadzie ze mną byli pracownicy obozów, również zgrzybiali starcy, powiedzieli, że wszyscy są ciągle dumni ze swojej pracy i są gotowi ponownie służyć państwu, jeśli ich wezwie.

Inna pamięć

Jednak w ostatnich latach pojawiła się inna, nieoficjalna pamięć. Pozarządowy, międzynarodowy „Memoriał” (w 2022 r. otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla) od 1998 r. gromadzi bazę danych z nazwiskami i krótkimi informacjami o 3 mln. ofiar represji politycznych. W innej bazie danych zebrał nazwiska i biografie ponad 41 tys. pracowników organów bezpieczeństwa państwowego ZSRS odpowiedzialnych za Wielki Terror. Od 2015 r. Fundacja „Ostatni adres” umieściła w Rosji, Mołdawii, Gruzji, Ukrainie, Czechach i Niemczech ponad 800 metalowych tabliczek na domach, w których mieszkały ofiary stalinowskiego terroru.

Denis Karagodin przez wiele lat pracy archiwalnej odkrył nazwiska wszystkich czekistów zaangażowanych w rozstrzelanie jego pradziadka (potomkowie jednego ze śledczych w tej sprawie przeprosili Karagodina).

Historyk i znawca lokalnej historii Anatolij Smilingis (ten, który ochronił głowę Stalina znalezioną w ogrodzie) dorastał w Republice Komi, gdzie jego rodzina została zesłana z Litwy w czerwcu 1941 r. Od 14 roku życia, wraz z innymi deportowanymi, pracował przy wyrębie lasu. Przeżył. Po pierestrojce, w przeciwieństwie do większości zesłańców, pozostał w Komi i całe swoje życie poświęcił pamięci ludzi, którzy zginęli w gułagu: szukał miejsc pochówków obozowych, opisywał cmentarze, stawiał krzyże na grobach.

Od 2007 r., zawsze 29 października, w przeddzień Państwowego Dnia Pamięci Ofiar Represji Politycznych, w Moskwie przed budynkiem KGB odbywała się akcja „Zwracania imion”. Tysiące mieszkańców zbiera się, by na zmianę czytać na głos nazwiska, wiek, zawody i daty śmierci 40 tys. rozstrzelanych rodaków. Ludzie ci zostali zastrzeleni w tajemnicy – pamięć o nich została upubliczniona. W 2022 r. władze Moskwy zakazały akcji, więc przeprowadzono ją online. Jak napisali organizatorzy: „Ta akcja przypomina o najważniejszej, bezwarunkowej zasadzie: nie ma nic cenniejszego niż życie ludzkie, a zatem państwo nie ma prawa zabijać ludzi. Ani w 1937, ani w 2022 r.”

Przez ostatnie dwie dekady pamięć państwowa, odlana w metalu, zamknięta w budynkach instytucji państwowych i pod sklepieniami świątyń, dyktuje Rosjanom, o czym powinni pamiętać, a o czym zapomnieć. Tłumi osobiste doświadczenia i osobisty ból, próbując zamknąć kwestię odpowiedzialności i winy. W odpowiedzi obywatele próbują przemyśleć przeszłość, ożywić historię i zadać niewygodne pytania. Im dalej, tym bardziej taka praca jest zabroniona. Laureat Nagrody Nobla „Memoriał” został zakazany, archiwa, jak w czasach sowieckich, są zamknięte, zagraniczni naukowcy nie są wpuszczani do kraju.

Historyk Ilia Budraitskis uważa, że po rozpoczęciu na pełną skalę inwazji na Ukrainę i zniszczeniu pozostałości wszelkiej polityki publicznej w Rosji, także prywatna pamięć została zakazana. „Polityka historyczna” – jako uzasadnienie teraźniejszości przeszłością – przekształciła się w politykę. Historia została oddana w służbę ideologii. Oznacza to, że prywatny, oddolny opór wobec pamięci państwowej, historia represji, deportacji, imperialnego uciskania narodów i buntów przeciwko nim zeszły do podziemia, ale nadal tam trwają.

Chciałoby się wierzyć, że istnienie alternatywnej pamięci i ludzi gotowych walczyć o jej ujawnienie, podważa imperium od wewnątrz. Kiedy (i jeśli) obecna władza w Rosji się skończy, pamięć ta wybuchnie i pomoże stworzyć nowy kraj.

Elena Racheva (PhD) pracuje jako badaczka na Wydziale Socjologii Uniwersytetu w Oxfordzie. Jej główne zainteresowania to legitymizacja i usprawiedliwianie przemocy i jej sprawców oraz miejsce przemocy w świadomości społecznej. Była korespondentką niezależnej rosyjskiej „Nowej Gazety”. Jest autorką (wraz z Anną Artemjewą) książki: Niezarekwirowane. Historie ludzi, którzy przeżyli to, czego boimy się najbardziej, Warszawa 2019, na którą składają się wywiady z więźniami i strażnikami sowieckich łagrów.

Tłumaczenie z rosyjskiego: Elżbieta Popławska

Skip to content