Flat Preloader Icon
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku

Pokaż więcej wyników

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
"><font style="vertical-align: inherit
"><font style="vertical-align: inherit
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku

Pokaż więcej wyników

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
"><font style="vertical-align: inherit
"><font style="vertical-align: inherit
Logo Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku

Pokaż więcej wyników

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
"><font style="vertical-align: inherit
"><font style="vertical-align: inherit

„Gdy kraj obrócą w pustynię, ogłaszają, że przynieśli pokój”*

1/07/2024

Ryszard Kulesza

Zapewne na całym świecie od najdawniejszych czasów po najnowsze i we wszystkich miejscach za ziemi mniejsze i większe imperia stosowały deportacje. Zasadę divide et impera, „dziel i rządź” realizuje się rozmaitymi środkami. Jedni zostają, drudzy wyjeżdżają. Mieszanie ludności wzajemnie sobie obcej jest celem samym w sobie. Jedynym punktem odniesienia, potencjalnej lojalności, pozostają dla wszystkich obcych w nowym otoczeniu, sprawcy ich nieszczęścia.

Po zdobyciu miasta Lachisz jeńcy judejscy zostali deportowani na wygnanie do innych części imperium asyryjskiego. Ludzie zabierali swój dobytek i zwierzęta. Płaskorzeźba przedstawia mężczyznę, 2 kobiety i 2 dzieci deportowanych wraz z dobytkiem domowym. Płaskorzeźba ścienna z południowo-zachodniego pałacu w Niniwie (obecnie Irak), Mezopotamia. Okres neoasyryjski, 700-692 p.n.e. British Museum, Londyn. Autor: Osama Shukir Muhammed Amin FRCP(Glasg). Domena publiczna, CC BY-SA 4.0

Oto co zalecał budującemu swoje państwo władcy Niccolo Macchiavelli:

„Każdy nowy władca jednego miasta lub państwa, który nie utrwalił jeszcze swojego panowania, a nie chce zaprowadzić w swoich posiadłościach ustroju wolnego w postaci monarchii lub republiki, najpewniej się utrzyma u władzy zmieniając od podstaw wszystko, co tam zastał. I tak winien on stworzyć nowe urzędy z nowymi nazwami, nowe stanowiska obsadzić nowymi ludźmi (…). Niech wznosi on nowe miasta i niech postępuje tak, aby w opanowanym przezeń kraju nic nie pozostawało po dawnemu, a wszelkie urzędy, godności, zaszczyty i bogactwa pochodziły od niego samego. Niech weźmie sobie za wzór Filipa Macedońskiego, ojca Aleksandra, który w taki właśnie sposób z króla mało znaczącego państewka został władcą całej Grecji. Historycy pouczają nas, że przepędzał on ludzi z jednej krainy do drugiej, niczym pasterz swe trzody”.

(N. Macchiavelli, Discorsi I, 26, tłum. Czesław Nanke).

Macchiavelli jako wzór przywołuje Filipa II, który ocalił Macedonię przed upadkiem i stworzył państwo, które jego syn, Aleksander Wielki wykorzystał do podboju świata. W czasie swojego panowania (359–336 p.n.e.) dokonał w Macedonii prawdziwej rewolucji cywilizacyjnej. Przede wszystkim jednak stworzył silną armię, która pozwoliła mu pokonać wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Rozmaitymi innymi zresztą sposobami się posługiwał. Morderstwem, szantażem, przekupstwem. Złotymi kluczami, przekupując polityków, miał otwierać bramy miast greckich. W bogatym arsenale wykorzystywanych przez niego środków ważną rolę odgrywały deportacje:

(…) [Filip II] przenosił narody i miasta w zależności od swego uznania, czy chciał jakieś tereny zaludnić, czy pozbawić ludzi. Podobny był w tym do pasterzy, którzy przepędzają swoje trzody bądź to na pastwiska zimowe, bądź to letnie. Wszystko przedstawiało widok godny pożałowania i przypominający powszechną zagładę. Nie był to wprawdzie ani strach przed wrogiem, ani bieganina żołnierzy po zdobytym mieście, ani szczęk oręża, ani porywanie dobytku i ludzi, lecz cichy smutek i boleść mieszkańców, którzy obawiali się, aby ich łez nie poczytano za chęć sprzeciwu (…). Jedne plemiona umieścił Filip na granicach państwa, bezpośrednio naprzeciw wrogów, inne na najdalszych jego krańcach, pewną część jeńców wojennych przydzielił miastom dla uzupełnienia ich populacji. W ten sposób z wielu ludów i plemion, stworzył królestwo i jeden naród”.

(Iustinus, Historiae Philippicae, ks. VIII, 5-7 – 6, 2 tłum. Ignacy Lewandowski)

Jak głosi ostatnie zdanie – Ex multis gentibus nationibusque unum regnum populumque consituit. Nie ze wszystkich. Grecy byli dla Filipa II szczególnym wrogiem. Podzielonym na setki państewek światem greckim stosunkowo łatwo było manipulować. Filip II był silny słabością Greków, zwłaszcza że miał przewagę militarną nad każdym z państw greckich (Skądinąd ich potencjał w sumie wielokrotnie przewyższał pod każdym względem możliwości Macedonii).

Wszyscy pamiętamy o bitwie pod Cheroneją (338 r. p.n.e.), w której Grecy przegrali swoją niezależność. Mniej z nas zapewne pamięta wydarzenie, które wcześniej wstrząsnęło Grecją. Oto w 348 roku p.n.e. Filip II dosłownie wymazał z powierzchni ziemi wielkie, kwitnące greckie miasto Olint. Po zdobyciu splądrował miasto i obrócił w niewolę 10 tys. mieszkańców. Większość została przesiedlona do Macedonii. Samo miasto zostało zburzone. Podobnie jak leżąca nieopodal Stagejra, miasto rodzinne Arystotelesa (Stagiryty), później nauczyciela Aleksandra, syna Filipa. W 345 r. przesiedlił 10 tys. ilyryjskich Sarnousii. Kilka lat potem podobny los spotkał 20 tys. scytyjskich kobiet i dzieci. W III Filipice Demostenes pisze o zniszczeniu przez Filipa II 32 miast.

Jakkolwiek Macchiavelli zapewnił Filipowi II wieczną sławę w związku z deportacjami, mają one znacznie dłuższą historię. Związaną z wojną i obracaniem ludności podbitej w niewolę.

*

Wybitna znawczyni starożytności Iza Bieżuńska-Małowist w następujący sposób odpowiadała na pytanie „Skąd brali się niewolnicy?”: „Pierwsi niewolnicy pochodzili z jeńców zdobywanych w walkach z innymi plemionami. Prawdopodobnie początkowo jeńców zabijano i właściwie obracanie ich w niewolników można by uznać za początek bardziej humanitarnego traktowania jeńców, gdyby nie czekał tej praktyki ogromny rozkwit w dziejach ludzkości i gdyby nie stała się początkiem niewyobrażalnej sumy cierpień. Zaczęto brać niewolników wtedy, kiedy znaleziono zastosowanie dla ich pracy, i jest zupełnie jasne, że właśnie życie osiadłe i rozwój uprawy roli zamiast zbieractwa dopiero stworzyły do tego warunki” (I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, Niewolnictwo, Warszawa 1987, s. 29).

Jeńcy to szczególny rodzaj niewolników. I różny mógł być ich los. Z reguły zły w państwach budowanych na zasadach opisanych przez Macchiavellego, a stosowanych i przed nim i po nim. I tak twórca asyryjskiej potęgi Aszurnasirpal II (883–859 p.n.e.) uczynił terror w najbardziej okrutnej postaci istotnym elementem swojej polityki. Jak możemy przeczytać w internetowym biogramie władcy Assyrii: „Bezwzględnie karał pokonanych przeciwników urządzając pokazowe, masowe egzekucje (wbijanie na pal, obdzieranie żywcem ze skóry), celowo burząc miasta i deportując ludność”.

W ikonografii asyryjskiej grupy deportowanych są ukazywane podczas drogi pokonywanej pieszo, mężczyźni mają często ręce związane powrozami lub skute kajdanami z tyłu lub z przodu, rzadziej kajdany mają również na nogach. Na ogół krępowano w ten sposób przywódców, co miało też swoje symboliczne znaczenie. Kobiety niosą niewielkie tobołki (z jedzeniem) oraz skórzane worki (na wodę). Małe dzieci podróżują na ramionach matek lub ojców. Na niektórych reliefach widać kobiety i dzieci jadące na osłach, koniach lub na wozach.

W wydaniu Aszurnasirpala strach przybierał spektakularną w swoim skrajnym okrucieństwie postać. Po zdobyciu miasta na widok publiczny wystawiano kosze wypełnione głowami z wyłupionymi oczami, obciętymi uszami, wyciętymi językami. Zwycięzcom i pokonanym narodziny nowego świata obwieszczały stosy obciętych głów (w legendzie, a może i w rzeczywistości zamienione z czasem w piramidy czaszek). W filmie „Apocalypto” takie rzeczy działy się na niby, ale w historii ludzi, starszej i nowszej, również naprawdę.

*

Różne nacje – wedle ich zdolności – wykorzysta imperium perskie. I rzeczy i ludzi.

W pochodzących z lat 509–494 „Fortification Tablets” z Persepolis występują liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osób jednolite etnicznie grupy przesiedleńców, wykonujące różne zajęcia i otrzymujące ze skarbu królewskiego określone racje żywnościowe. Z opublikowanych dotąd tekstów wynika, że były one rozmieszczone w 108 osadach i miastach na terenie Persji i Elamu. Na ogólną liczbę 21 576 osób wymienionych w „Fortification Tablets” 37,5 proc. stanowią mężczyźni, 39,8 proc. kobiety, 12,7 proc. chłopcy, 10 proc. dziewczynki. Struktura poszczególnych grup jest zróżnicowana. Są również grupy złożone z kobiet lub z samych tylko mężczyzn. Na ogół jednak są w nich zarówno dorośli obojga płci, jak i dzieci. Na tabliczkach znajdujemy informacje o rzemieślnikach różnych specjalności zatrudnionych przy budowie pałacu, ale także o pasterzach i rolnikach. Odnajdujemy tam Egipcjan, Babilończyków, Libijczyków, Kappadojczyków, Baktryjczyków, Sogdiańczyków, Karów, Jonów i inne nacje. Nie ma tylko Persów.

Znaleziona w Suzie inskrypcja króla Dariusza I Wielkiego (władca Persji w latach 522–486 p.n.e.) zawiera informacje dotyczą budowy przez króla pałacu: „Belki cedrowe zostały sprowadzone z gór o nazwie Liban. Ludzie, którzy byli Asyryjczykami (Syryjczykami), przetransportowali je do Babilonii, a z Babilonii Karowie i Jonowie przetransportowali je do Suz. Drzewo yaka zostało sprowadzone z Gandary, a także z Karmanii. Złoto zostało sprowadzone z Sardes i z Baktrii i zostało obrobione tutaj. Zaś cenne kamienie, lapis lazuli, a także karnelian, obrobione tutaj, zostały sprowadzone z Sogdiany. Zaś cenne kamienie, turkusy, zostały sprowadzone z Chorezmu i obrobione tutaj. Srebro i heban zostały sprowadzone z Egiptu. Dekoracyjne elementy, którymi został ozdobiony taras, zostały sprowadzone z Jonii. Kość słoniowa została sprowadzona z Etiopii, Indii i Arachozji. Zaś kamienie na kolumny wzniesione tutaj sprowadzono z miasta o nazwie Apiratusz w Elamie. Rzemieślnicy, którzy obrabiali kamień, byli Jonami i Sardami. Złotnicy, którzy obrabiali złoto, byli Medami i Egipcjanami. Ludzie, którzy obrabiali drewno, byli Sardami i Egipcjanami. Ludzie zaś, którzy wyrabiali paloną cegłę, byli Babilończykami. Ci zaś, którzy ozdabiali taras, byli Medami i Egipcjanami”.

Wielu panowanie perskie przyniosło ulgę. Zakończyła się wszak m.in. deportacja Izraelitów do Babilonu (VI w. p.n.e., tzw. niewola babilońska). Ale Persowie nie zaprzestali deportacji. Wyspy w Zatoce Perskiej, gdzie królowie perscy umieszczali zesłańców, jeden z badaczy nazwał Archipelagiem Gułag. Ze źródeł greckich znamy kilka przykładów perskich deportacji. W 511/510 r. p.n.e. Pajonowie, ze względu na nadzwyczajne talenty gospodarcze swoich kobiet, jak zapewnia Herodot, z rozkazu Dariusza trafili do Persji. Branchidzi z Miletu w Azji Mniejszej zostali przez tegoż władcę przesiedleni do Sogdiany lub Baktrii, „perskiej Syberii”, jak się niekiedy określa te ziemie w literaturze. Z kolei schwytani przed bitwą pod Maratonem (490 r. p.n.e.) Eretrejczycy z Eubei zostali przesiedleni do Arderikka opodal Suz, kilka tysięcy kilometrów od swojej ojczyzny. To sławna za sprawą Herodota sprawa. Skądinąd wydarzenie, które wstrząsnęło Grecją. Na długo w Grecji zapamiętano jak Eretrejczyków schwytano. W Eretrii, aby wyłapać całą ludność, mieli się Persowie posłużyć stosowaną przez nich już wcześniej na wyspach metodą sageneia. O obławie na Eubei w 490 r. wspomina dwukrotnie Platon (Prawa 698d4-a5); Menexenos 240b-c). Jak rybacy ciągną swoje sieci rybackie, tak Persowie mieli jakby „ciągnąć sieć”, trzymając się za ręce iść tyralierą – „od morza do morza, aby wyłapać wszystkich…”.

W opisany przez Platona sposób z pewnością nie dałoby się nigdzie przeprowadzić skutecznej obławy. Nawet na wyspach żołnierze nie trzymali się za ręce, lecz szli tyralierą, przeczesując powoli cały teren. Co więcej Persowie zabawili w Eretrii zbyt krótko, a Eubeia była zbyt rozległa, aby mogli w ogóle o takim przedsięwzięciu pomyśleć. Daje to zaś pojęcie o tym, jak postrzegano to później w Grecji.

Grecy, dopóki nie nauczyli się Persów zwyciężać (Maraton, Salamina, Plateje), panicznie się ich bali. Dysproporcja sił była wszak ogromna.

*

Dochodzimy tu do starcia światów, świata poddanych wielkiego perskiego króla oraz obywateli greckich miast-państw (poleis).

Sens greckiej wojny oddają słowa, które w Persach Ajschylosa prowadzą Greków do walki w bitwie morskiej pod Salaminą (480 rok p.n.e.):

„Naprzód, synowie Hellenów! Za wolność
Ojczyzny, za żon naszych, dzieci naszych wolność,
Za bogów, których ojce czcili, domy święte,
Za groby przodków. Dziś się bój o wszystko toczy”.

(Ajschylos, Persowie, 402–405 tłum. Stefan Srebrny)

To apel do obrony całej Hellady. Wolni obywatele rzeczywiście zwyciężyli poddanych Wielkiego Króla. Choć mieli mniej okrętów. Gwoli zarazem, choć nie tylko formalnej, ścisłości: spośród tysiąca miast-państw greckich do koalicji antyperskiej przystąpiło zaledwie 31. Świadoma i zdeterminowana mniejszość zadecydowała o losach świata.

*

Do tej pory była mowa głównie o świecie poddanych, którzy spełniają rozkazy swojego władcy na szkodę innych. Nieco inaczej sprawy się mają w świecie obywateli wolnych miast greckich. Z pewnością „prawo do mordowania się wzajemnie”, by posłużyć się słowami wybitnej znawczyni antyku Ewy Wipszyckiej-Bravo, uznawali Grecy za niepodważalne. Od siebie dodam, że podobnie zresztą jak i większość ludów w historii. Zarazem jednak pamiętać też musimy, że ci, którzy znaleźli się na polu bitwy lub po przeciwnych stronach obwarowań miejskich, nie stawali zwykle przed wielkimi dylematami moralnymi. Grek gotów był, w każdym razie taki przekazywano mu system wartości, zginąć za swoją małą ojczyznę w walce z obywatelami innej greckiej polis:

„Rzecz to piękna zaprawdę, gdy krocząc w pierwszym szeregu,
Ginie człowiek odważny, walcząc w obronie ojczyzny;
Kiedy atoli swe miasto i ziemię żyzną porzuca,
Wnet żebrakiem się staje – los to najgorszy ze wszystkich,
Jako że z miłą swą matką i z ojcem staruszkiem się błąka,
Dzieci maleńkie przy sobie mając i prawą małżonkę.
Wówczas wrogość go wita wśród ludzi, do których przybędzie
Przed niedostatkiem uchodząc, biedą nieszczęsną trapiony,
Hańbą rodzinę okrywa, zeszpecą wygląd swój świetny,
Wszelka niesława, a także zło tuż za nim podąża.
Skoro więc błędny wygnaniec żadnego nie budzi współczucia,
Żadną czcią się nie cieszy, przyszłość też rodu niweczy,
Walczmy mężnie w obronie tej naszej ziemi i dzieci,
Choćbyśmy zginąć musieli, życia swojego nie szczędźmy”

(Tyrtajos, Elegie, fr. 10, 6–7, tłum. J. Danielewicz)

W mikroskali w świecie Greków występowały wszystkie zjawiska związane z wojną, a nawet z budową („mini” w tym przypadku, zważywszy na skalę) mocarstw.

Argejczycy wypędzili mieszkańców Asine w końcu VIII w. p.n.e., Ateńczycy Eginetów w 431 r. p.n.e. Spartanie i Tebańczycy są odpowiedzialni za tułaczkę Platejczyków od początku wojny peloponeskiej. Poważnym zjawiskiem były przesiedlenia na Sycylii w V–IV w. p.n.e. stanowiące wynik działalności tamtejszych tyranów.

Wbrew temu czego moglibyśmy oczekiwać, nie było różnic w tym, jak na wojnie Grecy traktowali obcych i swoich. Niepisane prawo (agraphos nomos) zabraniało okrucieństwa wobec posłów, heroldów, osób, który szukały azylu w świątyni, przestrzegania świętego rozejmu na czas igrzysk olimpijskich… Wszystkie te nomoi nagminnie łamano.

Nienawiść potrafiła być największą siłą.  Z czasem pojawiły się w co światlejszych umysłach już w IV wieku p.n.e. myśli, że Grecy powinni okazywać większą ludzkość (gr. philanthropia) wobec swoich współbraci.

*

Tukidydes, wielki grecki historyk (V w. p.n.e.), autor, jak sam z (uzasadnioną) dumą stwierdza „dzieła na wieczność” (ktema es aei), odkrywa zasadnicze mechanizmy historii i motywy ludzkiego działania. Jego zdaniem z historii można się uczyć, albowiem człowiek zawsze kieruje się własnym interesem. Innymi słowy – jakkolwiek zmieniają się rekwizyty (maczugę zastępuje miecz, miecz karabin, karabin broń laserowa etc. etc.) i scenografia (odzianego w skóry zastępuje zakuty w zbroję rycerz, w końcu człowiek w mundurze, albo i garniturze) – to, co zasadnicze, pozostaje niezmienne.

Tukidydes również dla pożytku potomnych, aby unikali błędów poprzedników, opisał wojnę peloponeską (431–404 r. p.n.e.). Wojnę światową starożytnych Greków:

„Nigdy bowiem przedtem nie zdobyli i nie zamienili w pustynię tylu miast ani barbarzyńcy, ani sami Grecy walczący przeciwko sobie. Są też miasta, które po zdobyciu zostały skolonizowane przez zupełnie nową ludność. Nigdy też przedtem nie było takiej fali wysiedleń ani takiego przelewu krwi wskutek działań wojennych i walk domowych. Rzeczy, które dawniej znano tylko ze słyszenia, ale które raczej rzadko znajdowały potwierdzenie w rzeczywistości, obecnie utraciły swą niewiarygodność; niezwykle silne trzęsienia ziemi na dużych obszarach, zaćmienia słońca, zdarzające się częściej, niż to z dawniejszych czasów wspominano, wielkie susze i spowodowane przez nie klęski głodowe, a przede wszystkim zaraza, która w poważnym stopniu spustoszyła i częściowo zniszczyła Helladę”

(Tukidydes, Wojna peloponeska, ks. I, 23)

Szał wojenny (gr. mania) nie był obcy Grekom. W jakiejś mierze szaleństwa wojny uosabia los Melos. NB jeden z anglosaskich uczonych tragedię Melijczyków zestawił z historią Powstania Warszawskiego. Przemoc i sprawiedliwość. Brutalna siła i bezbronna prawość. Ateńczycy żądają bezwzględnej kapitulacji, Melijczycy proszą o wolne życie. U Tukidydesa znajdujemy zapis sławnego sporu zwany „Dialogiem Melijskim”. Posłowie ateńscy wzywają Melijczyków, aby nie powoływali się na zasadę sprawiedliwości: „Przecież jak wy tak i my wiemy doskonale, że sprawiedliwość w ludzkich stosunkach jest tylko wtedy momentem rozstrzygającym, jeśli po obu stronach równe siły mogą ją zagwarantować; jeśli zaś idzie o zakres możliwości, to silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują”.

Melijczycy odwołują się do różnych argumentów, m.in. wskazują na niepewność co do przyszłości. Ateńczycy na to odpowiadają tak: „Oczywiście, nadzieja jest dla ludzi pociechą w niebezpieczeństwie. Tych, którzy mają dostateczne zasoby, nie przywodzi do zguby, choćby im nawet wyrządziła szkodę, jednakże tym, którzy cały swój byt rzucają na szalę – nadzieja bowiem z natury swej jest rozrzutna – odsłania swą nicość dopiero wtedy, gdy upadną i kiedy spostrzegą, że nie ma już dla nich ratunku. Wy, którzy jesteście słabi i których los się waży, starajcie się więc tego uniknąć. Nie upodobniajcie się do ludzi, którzy mimo że mogą się jeszcze uratować w sposób dla nich dostępny, to jednak znalazłszy się w ciężkim położeniu i nie mając już żadnej uzasadnionej nadziei, odwołują się do mętnych przeczuć, proroctw, wróżbiarstwa i do innych tego rodzaju zgubnych mamideł”.

Ateńczycy powiadają, że Melijczycy nie powinni pokładać nadziei w niepewnych sojusznikach: „Jeśli idzie o wasze nadzieje na pomoc, której, jak się spodziewacie, udzielą wam Lacedemończycy, kierując się poczuciem honoru, to z największym szacunkiem odnosimy się do waszej prostoduszności, lecz nie zazdrościmy wam łatwowierności. Lacedemończycy bowiem, jeśli idzie o ich życie prywatne i o ich zwyczaje krajowe, są niezwykle uczciwymi ludźmi, jeśli jednak idzie o stosunek do innych, to wiele by się dało na ten temat powiedzieć. Ujmując rzecz krótko: Lacedemończycy ze wszystkich znanych nam państw najkonsekwentniej przestrzegają tej zasady, by rzeczy sobie miłe uważać za piękne, a korzystne za sprawiedliwe. A przecież taki ich pogląd nie zgadza się zupełnie z waszą nieuzasadnioną nadzieją na ocalenie”. (Tukidydes, Wojna peloponeska, ks. V, 85–114 tłum. Kazimierz Kumaniecki)

W jakiś czas po odpowiedzi Melijczyków, którzy odrzucili podporządkowanie się Ateńczykom, ci kontynuowali oblężenie miasta. „Od tej chwili – powiada Tukidydes – wznowiono oblężenie, a gdy zaszły jeszcze wypadki zdrady, Melijczycy poddali się Ateńczykom, pozostawiając im decyzję o własnym losie. Ci zaś wszystkich mężczyzn, którzy im wpadli w ręce, wymordowali, dzieci i kobiety sprzedali w niewolę. Miasto zaś sami skolonizowali, posławszy później pięciuset osadników”. (Tukidydes, Wojna peloponeska, ks. V, 116 tłum. Kazimierz Kumaniecki)

Szczęśliwie rzadko się zdarza, aby nawet najokrutniejszemu zdobywcy udało się dokonać całkowitej eksterminacji pokonanych. Gdy Ateny zostały ostatecznie pokonane w 404 roku p.n.e. za sprawą Spartan, wypędzono osadników ateńskich, a do Melos wrócili ci, którzy przeżyli. Nigdy nie dowiemy się ilu doczekało sprawiedliwości. Nad stanem ducha Melijczyków, Olintyjczyków, Kartagińczyków, warszawiaków i niezliczonych innych możemy się tylko zadumać.

*

Im dłużej trwała wojna, tym częściej musiano zadawać sobie pytanie o jej sens, zwłaszcza że problem pierwotnej, prawdziwej i rzekomej winy i kary musiał ustępować ogólnemu zmęczeniu, które przywracało w umysłach zachwiane proporcje tego, co słuszne i pożądane. Ku temu starał się popchnąć Ateńczyków komediopisarz Arystofanes, a także tragediopisarz Eurypides, który jednemu ze swych bohaterów każe skierować do rodaków, ale przecież i do wszystkich, wówczas i teraz, następujące słowa:

„O nieszczęśni ludzie,
Po cóż wam włócznie i wzajemne mordy?
Przestańcie, trudy wasze porzuciwszy
Strzec miast będziecie z innymi w pokoju.
Krótkie to życie, a przeżyć je trzeba
Najłatwiej, i to bez zbytecznych cierpień”.

(Eurypides, Błagalnice, 949–954  tłum. Jerzy Łanowski)

Ale zwłaszcza w dziejach imperiów wojny zdobywcze są jakby racją ich bytu. Imperium jest jak wampir, który żywi się swoimi ofiarami i ciągle łaknie nowych.

Prof. Ryszard Kulesza – historyk, badacz dziejów antycznych, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, autor m.in.: Polis apolis. Wysiedlenia, przesiedlenia i ucieczki ludności w świecie greckim w V i IV wieku p.n.e., Warszawa 1998.

* Tak kaledoński wódz Calgacus charakteryzuje politykę Rzymian w świeżo podbitej w I w. n.e. Brytanii. W tłumaczeniu Seweryna Hammera: „Grabieżcy świata, kiedy im wszystko pustoszącym ziemi nie stało, przeszukują morze; chciwi, jeżeli nieprzyjaciel jest zamożny, żądni sławy, jeżeli jest biedny; ani Wschód, ani Zachód nie zdołałyby ich nasycić, jedyni wśród wszystkich ludzi tak bogactw, jak i niedostatków z równą pożądają namiętnością. Grabić, mordować, porywać nazywają fałszywym mianem panowania (imperium), a skoro pustynię uczynią – pokoju (pacem apellant)” (Tacyt, Agricola, 30.4).

Ilustracja na górze strony: Oblężenie miasta Lachish, 701 r. p.n.e. Fragment reliefu z pałacu Sennacheryba w Niniwie. British Museum Londyn. Domena publiczna. Autor zdjęcia: Shadsluiter. Licencja CC BY-SA 4.0

Bibliografia:

P. Ducrey, La traitement des prisonniers de guerre dans la Grece antique, Paris 1968;

B. Oded, Mass Deportation and Deportees in the Neo-Assyrian Empire, Wiesbaden 1979;

R. Kulesza, Persian Deportations – Greeks in Persia, „Eos” LXXXII, 1994, s. 221–250;

Tenże, Studies in Greek History, „Akme. Studia historica” 16, Warsaw 2017, s. 32–74;

Tenże, Polis apolis: wysiedlenia, przesiedlenia i ucieczki ludności w świecie greckim w V–IV w. p.n.e., Warszawa 1998;

J. Seibert, Die politischen Flüchtlinge und Verbannten in der griechischen Geschichte, vol. I–II, Darmstadt 1979.

Przejdź do treści