Włodzimierz Bolecki
„Jako pisarz narodziłem się w łagrze” – mówił wielokrotnie Gustaw Herling-Grudziński. Ta formuła do dziś jest obowiązująca i ma swoją wykładnię w charakterystykach drogi pisarza do redakcji „Kultury”.
Formułę tę można zawrzeć w jednym zdaniu: „Po opuszczeniu łagru w Jercewie (1942), wstąpił do Armii gen. Andersa, z którą przez Bliski Wschód i Egipt przeszedł cały szlak bojowy, dotarł z 2 Korpusem do Włoch, gdzie razem z Jerzym Giedroyciem założyli w Rzymie wydawnictwo Instytut Literacki (1946) oraz miesięcznik „Kultura” (1947)”. To wszystko prawda. Nasza wiedza o historii jest jednak często kształtowana przez „obszary skupienia” poszczególnych badaczy, a także zainteresowania czytelników i mediów. Przez dziesięciolecia – z powodów oczywistych – więcej ukazało się publikacji o historii emigracji (w tym „Kultury”) niż o Armii gen. Andersa, która zawsze była traktowana jako pasaż w drodze do właściwej działalności przyszłych emigrantów w Maisons-Laffitte. Bardzo ważny jako fakt polityczno-militarny, ale tylko epizod w dziejach kultury polskiej i „Kultury”.
Pies Szarik kontra niedźwiedź Wojtek
W PRL, a potem w III RP, tego typu recepcji towarzyszyła ówczesna popkultura. Wyedukowano przecież już kilka pokoleń, które znają na pamięć przygody wojenne bohaterów serialu „Czterej pancerni i pies”, ale nazwa „2 Korpus” nic im nie mówi. Mają na plakatach i koszulkach ikonę psa Szarika, ale o niedźwiedziu Wojtku nic nie słyszeli. Wstydem dla TVP powinien być fakt, że w III RP dziesiątki razy emitowano serial o szarikowcach (sprawnie zrobiony, trzeba przyznać), a chyba ani razu nawet nie zamówiono serialu o Andersowcach. Nie ma więc, co się dziwić, że ten „pasaż przejścia”, jakim dla przyszłych emigrantów był exodus z Syberii i „szlak nadziei” żołnierzy 2 Korpusu*, w badaniach naukowych i w potocznej wyobraźni pozostaje nadal militarną i organizacyjną historią formacji wojskowych. Chciałbym w tym artykule wydobyć inny temat, który – choć jest ściśle związany z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, jednym z redaktorów i najważniejszych autorów „Kultury” – to ma też znaczenie szersze.

Najpierw kilka przypomnień. Ponad rok temu opublikowałem w tym miejscu artykuł pod tytułem „Co może literatura?”. Zasygnalizowałem w nim istnienie niezwykłego dokumentu, jakim dla badania drogi Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z łagru do Armii gen. Andersa mógłby być t.zw. Dzienniczek 1942. Mimo że informację o jego istnieniu podałem po raz pierwszy w mojej książce pt. Inny Świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (Kraków 2007, s. 67–70), do dziś nie wszedł on do kanonu dokumentów wspomnieniowych nt. 2 Korpusu. Nic dziwnego, bo to pod każdym względem tekst nietypowy. Nie dość, że to „drobiazg”, który mieści się na dłoni, to na dodatek zawiera tekst nieprzeznaczony do druku – a nawet nie tyle tekst (zwarty, skończony), co brudnopisowe, osobiste zapiski, urwane i fragmentaryczne („nie ma czasu na zapiski” notuje Herling), poprzedzielane zawijasami określanymi dziś wdzięcznym słowem „bazgroły.” Na dodatek – zapiski w większości trudno czytelne, a nawet nieczytelne. Mało tego – ten Dzienniczek (termin autora) jest tylko fragmentem, albowiem nie ma ani początku, ani zakończenia.
O ile coraz bardziej oczywiste jest znaczenie Dzienniczka 1942 w wąskiej perspektywie badania dorobku i życia Herlinga – Grudzińskiego (czym się zajmuję w innym miejscu), to znaczenie tego tekstu jako źródła do dziejów II Korpusu jeszcze nie zaistniało i zapewne tak będzie, dopóki nie uda się sfinalizować osobnego, książkowego wydania tego tekstu.** Habent sua fata libelli.
W zakresie datowania t.zw. pierwszej ewakuacji żołnierzy polskich z Sowietów Dzienniczek potwierdza to, co dokładnie znane jest z innych relacji. Herling odnotowuje wypłynięcie transportu żołnierzy z Krasnowodzka (26 marca 1942 r.) i dotarcie do irańskiego portu Pahlawi (2 kwietnia). Na tym jednak kończy się – w Innym Świecie – „fabuła” wędrówki wojskowej Herlinga. Nb. w Innym Świecie po szczegółowym opisie ostatnich dni przed ewakuacją, kolejne wydarzenia są potraktowane bardziej niż skrótowo. W ostatniej części książki („Epilog”) znajdujemy się już w Rzymie (czerwiec 1945 r.). Mówiąc wprost: wydarzenia, w których Herling-Grudziński uczestniczył pomiędzy 26 marca (Krasnowodzk) oraz 1 kwietnia 1942 r. (Pahlawi), a czerwcem 1945 r. (Rzym), czyli: ewakuacja z Sowietów i niemal cała jego służba w 2. Korpusie, zostały w Innym Świecie całkowicie pominięte. To jednak osobna kwestia, do której powrócę gdzie indziej. Te wydarzenia są natomiast odnotowane w konwencji brudnopisowych zapisków diarystycznych w Dzienniczku 1942. Nie są to jednak zapiski szczegółowe w sensie kronikarskim – uwagę pisarza przyciąga bowiem coś innego i na pozór mało istotnego dla militarnych dziejów Armii gen. Andersa – tj. kultura narodów Bliskiego Wschodu.

Fotodziennik z wojennej tułaczki
W poprzedniej publikacji w Świecie Sybiru (z 13.X.2023) podałem też informację o odnalezieniu w Archiwum Herlinga luźnego zbioru starych i zniszczonych fotografii (w formacie 4 cm x 3 cm), przedstawiających żołnierzy 2 Korpusu w czasie wędrówki przez Bliski Wschód, i dalej przez Egipt do Włoch. (Kilka doskonale opracowanych fotografii z tego zbioru zamieściła Redakcja „Świata Sybiru” tutaj: https://swiatsybiru.pl/pl/co-moze-literatura/). Z tego względu zaproponowałem, żeby te dwa osobne (rodzajowo, formalnie i materiałowo) świadectwa wędrówki Herlinga-Grudzińskiego z 2 Korpusem przez Bliski Wschód (tekst Dzienniczka i fotografie) traktować łącznie, jako jedną całość. W perspektywie biograficznej (chronologicznej) jest to decyzja uzasadniona (wydarzenia uchwycone w kadrach fotografii są kontynuacją wydarzeń zapisanych w Dzienniczku), ale, oczywiście, jest to decyzja ryzykowna. Nie ma bowiem żadnej wskazówki Herlinga, która by ją uzasadniała. Co więcej, zbiór fotografii ma nie tylko charakter przypadkowy, lecz przede wszystkim składa się zaledwie z kilku zdjęć zrobionych przez Herlinga; kilkunastu, na których on sam jest sfotografowany; a reszta to kilkadziesiąt fotografii, których autorstwo jest praktycznie nie do ustalenia i które zapewne podarowali Herlingowi jego koledzy ze „szlaku nadziei”.
Zestawione razem (Dzienniczek 1942 oraz fotografie) to jakby zbiorowy fotodziennik grupy żołnierzy gen. Andersa, który jest bezcennym źródłem pozwalającym datować chronologię i trasę wędrówki 10. Dywizji (w niej służył autor Innego Świata). Ale nie tylko – ten fotodziennik pozwala przede wszystkim zobaczyć żołnierzy gen. Andersa w ich codzienności na arabskim, żydowskim i włoskim szlaku (Iran, Irak, Palestyna, Egipt, Italia).***
Spoza tych „kronikarskich” zalet Dzienniczka i fotografii wyłania się też zupełnie nowa problematyka, wymagająca postawienia innych pytań i włączenia tych dwóch dokumentów w inne pole problemowe niż tradycyjnie rekonstruowana ewakuacja Polaków ze Związku Sowieckiego oraz wojskowa historia II Korpusu. Tym, co przyciąga uwagę na kilkudziesięciu fotografiach o nieustalonym autorstwie i nieznanym kontekście ich powstania, są bowiem nie tylko żołnierze – lecz pieczołowicie utrwalana egzotyka obiektów: t.zn. architektura, pejzaże, ulice, bulwary, fragmenty miast i przyrody, a przede wszystkim kobiety, mężczyźni, dzieci, słowem, cywile w swoich codziennych czynnościach i – co niemniej ważne – w narodowych strojach. Inaczej mówiąc, Arabowie i Żydzi, z których kulturą polscy żołnierze spotykali się po raz pierwszy.
Z „nieludzkiej ziemi” między cuda Orientu
Dzienniczek 1942 razem z fotodziennikiem uświadamiają nam temat bardzo długo niezauważany, t.zn. zetknięcie się żołnierzy gen. Andersa z nieznanym im światem Bliskiego Wschodu. Zapiski diarystyczne oraz fotografie świadczą niewątpliwie o niezwykłym zaciekawieniu, a nawet zachłyśnięciu się Herlinga-Grudzińskiego oraz jego kolegów (zdjęcia) kulturami tego regionu. (Tematy i sposób opisu Bliskiego Wschodu są bezcennym ogniwem pomiędzy przedwojenną a powojenną twórczością Herlinga, ale ten temat muszę na razie odłożyć).

Oczywiście, w pierwszej kolejności te fotografie są opowieścią o codzienności żołnierzy (biwak pod Gederą, namioty wojskowe w Dżalauta, Soldiers Club w Iraku, czy żołnierze na ćwiczeniach). Jednak zdecydowanie większą częścią fotograficznych ujęć są zdjęcia tematów „cywilnych”, inaczej mówiąc najróżniejszych świadectw lokalnych kultur. Na przykład architektury – na zdjęciach widzimy więc budynki Teatru uniwersyteckiego oraz Uniwersytetu na górze Scopus w Jerozolimie. W Bagdadzie jakiś pomnik, bramę w kształcie łuku, w Egipcie (Kair) meczety, cytadelę, pałace królewskie, a w Gizeh, oczywiście, Sfinksa. Być może największą częścią tej kolekcji są najrozmaitsze pejzaże – miasteczko obok Niniwy po drugiej stronie Tygrysu, naprzeciw Mosulu; w Tel Avivie bulwar nadmorski, plaża oraz zachód słońca nad Morzem Śródziemnym. Poza tym ozdobne fontanny, mosty, statki na Tygrysie, uliczka w starej Jerozolimie, delta Eufratu i Tygrysa. A także podróże morskie (Aden, Basra, Suez), pejzaże miejskie: uliczki, kawiarenki, bazary, bulwary, dworzec, poczta (Mosul. Jerozolima, Jaffa, Kair, Ashar). Szczególnymi tematami zdjęć są portrety ludzi: kobiet, mężczyzn i dzieci oraz świątynie: meczet i minaret, kościoły, zabudowania klasztorne i wiele, wiele innych – w tym miejsca kultu chrześcijańskiego (głównie katolickiego, ale też prawosławnego), na przykład w Jerozolimie kościół św. Anny, Ogród Wieczerzy Pańskiej (Getsmani), Via Dolorosa, pierwsza Stacja Męki Pańskiej czy Łuk Piłata, a w Jaffie – kościół św. Piotra i Jerzego.
Zasadniczą cezurą w badaniach nad historią armii gen. Andersa stała się niezwykła książka Bartłomieja Noszczaka p. Orient zesłańców****, prawdziwa Księga wyjścia uchodźstwa polskiego z ciemnego i mroźnego Hadesu bezkresnej Syberii. Noszczak dotarł do niemal wszystkich dostępnych relacji Andersowców (żołnierzy i cywilów), w tym także niepublikowanych, pozostających do dziś w archiwach. Autor nie tylko precyzyjnie nazwał w tytule fascynujący problem społecznej historii polskich uchodźców na Bliskim Wschodzie, ale przede wszystkim znakomicie poklasyfikował najczęstsze tematy, opisy, emocje i oczywiście miejsca, przez które wędrowali polscy pielgrzymi. Mamy tu nie tylko opisy miast i miasteczek w Iranie, Iraku, Palestynie, Egipcie, Syrii czy Libanie, ale przed wszystkim „opis obyczajów”, z którymi nagle zetknęli się żołnierze w tych krajach.

Mogłoby się wydawać, że konsekwencją opuszczenia Sowietów będzie chęć jak najszybszego zapomnienia, wyrzucenia z pamięci wszystkiego, co było doświadczeniem Polaków na „nieludzkiej ziemi”. Tymczasem jest inaczej – Rosja Sowiecka istnieje, choć często w sposób ukryty, niemal we wszystkich relacjach z marszu Andersowców przez Bliski Wschód. „O Rosji pamiętam jak o śnie – notuje Herling – męczącym śnie, który się przyśnił nad ranem i rozprysnął się bez śladu o wschodzie słońca”.
Charakterystycznym i powtarzalnym składnikiem tych relacji jest bowiem figura narracyjna, którą nazywam „trójkątem komparatystycznym”. Autorzy wspomnień charakteryzując to, co widzą w Iranie, Iraku, czy Palestynie (przedmioty, jedzenie, zachowanie ludzi, etc.) natychmiast odnoszą to do rzeczywistości, której doświadczali w Sowietach. Rosja Sowiecka we wszystkich tych relacjach funkcjonuje jak skrajnie negatywna matryca cywilizacyjna, a właściwie jako wzorzec antycywilizacji. Zło absolutne. Trzecim wyznacznikiem tego trójkąta, rzadziej przywoływanym, są wspomnienia o II RP.
Znamienne, że identyczne punkty odniesienia znajdują się we wspomnieniach wszystkich, którzy opuścili Sowiety niezależnie od miejsca, gdzie więziono ich na bezkresnych przestrzeniach Rosji Sowieckiej. Dotarcie do Pahlawi to ostateczne wyrwanie się ze zła, czyli sowieckiego „raju”, wyzwalające euforię wszystkich dopływających do Iranu. Od kolekcji cytatów na ten temat zaczyna swoją książkę Noszczak. (Orient zesłańców, rozdział „Euforia”, s. 31–36).
Bliskowschodnie iluminacje
Pierwszym doznaniem po przybyciu na Bliski Wschód, najczęściej spontanicznym i bardzo sensualnym, jest doznanie trudnej do wyrażenia fascynacji różnorodnością i bogactwem wrażeń w każdym z jego miejsc. Ale nie chodzi tu o doznania zebrane z wędrówki żołnierzy po całym Bliskim Wschodzie, lecz o gwałtowne, natychmiastowe doznanie różnorodności tego świata w każdym miejscu, w którym znajdują się żołnierze. Są to swoiste iluminacje: ulica, sklep, bazar, plac, park, bulwar, pomarańcze, daktyle – każdy przedmiot, owoc, każdy najmniejszy zaułek odbierany jest jako bardziej różnorodny niż cała Rosja Sowiecka. Natychmiast po zejściu na ląd Herling notuje:
„2 kwietnia w Persji. Przemarsz przez port. Ulica perska. Pierwsze wrażenia. Dwa garnizony: sowiecki i angielski. Jestem prawdziwie wzruszony. Dopiero teraz mogę ocenić, jak bardzo monotonne jest życie w kraju Sowietów. Dwa i pół roku pobytu w tym kraju (z czego dwa w więzieniu) wyrwały ze mnie najprymitywniejsze uczucia obywatela „burżuazyjnej Europy”. Raduje mnie i wzrusza najdrobniejszy fakt począwszy od widoku dużego okna zasłoniętego firanką, w którym płonie mocne światło elektryczne, poprzez widok wyładowanych po brzegi słodyczami wystaw sklepowych, aż do widoku maleńkich Persów natrętnie sprzedających papierosy”. „Po raz pierwszy od 2 lat – notuje Herling – zjadam (chleb z masłem i) jaja. Obfitość produktów w Pachtery [Pahlawi) niesłychana. Wystawy sklepowe wypełnione po brzeg. Oprócz tego rój sprzedawców ulicznych”.*****
„Jeszcze przed południem tego niezapomnianego 1 kwietnia [1942 r.] stanęliśmy nogą na twardym bruku portowym i niemal zaraz pomaszerowaliśmy ulicami miasta w kierunku plaży, obserwując po drodze życie bardziej ludzkie i wolne. Patrząc na budynki, ludzi, a zwłaszcza na wystawy sklepowe pełne towaru, nasze oczy, zgłodniałe tego widoku, nie mogły nasycić się ich bogactwem. Po sowieckich pustkach wszystko wydawało się dziwne, nienaturalne, a przy tym jak najbardziej cudowne”.
(Stanisław Kowalski; tę opinię BARTŁOMIEJ Noszczak umieścił jako motto do swojej książki).
Wszystkie tego typu zapisy to wyraz ekstatycznego podziwu dla bogactwa codzienności i normalności świata odkrywanego w najzwyklejszych przedmiotach (jedzenia, ubrania, gestów, etc.), których nie było w Sowietach. A zarazem odkrywanie własnych zmysłów, które zdusiła zorganizowana nędza i przemoc sowiecka. (Orient zesłańców, zob. rozdział Smaki i zapachy, s. 160).
Nie mniej emocji dostarcza doświadczanie osobistej kultury ludzi – ich gościnności, życzliwości, szacunku dla innych, serdeczności („Persowie są uprzejmi i uczciwi” – notuje Herling). Ten wymiar normalnych międzyludzkich relacji wyłania się w pamięci jako czarna dziura w doświadczeniu sowieckim, a więc jako coś, co nie istniało, co zostało zniszczone, unicestwione i zapomniane w tamtym świecie.
„4 kwietnia. Rozmawiam i obserwuję angielskich oficerów – zapisuje Herling – podoficerów i hinduskich żołnierzy. Żyją w zgodzie, nawet zażyłości. Anglicy podobają mi się. Mają demokratyzm we krwi i w niejednym zawstydzają nas, pokazując jak należy cenić człowieka”.
(POR. Orient zesłańców, rozdziały: „Więcej niż uprzejmość”; „Interakcje”; „Lud bardzo niezależny”, s. 111–124)
Przez pamięć, łagry i „szlak nadziei”
Ale Dzienniczek Herlinga wprowadza jeszcze jeden temat, szczególnie ważny w optyce tytułu tego szkicu – niewyraźne jeszcze przeczucie, że sprawa polska w (po) II wojnie światowej wymaga zmiany języka i sposobu jej opowiedzenia. „Dziesięciokroć bardziej drogi memu sercu, niż londyńskie „Wiadomości Polskie” – zapisał Herling – pozostanie nasz „Biuletyn Polski”, który wy jeszcze teraz o zmierzchu w Warszawie przenosicie z domu do domu jak niedostrzegalny płomyk, podczas gdy mnie jakże daleko rzucił kapryśny los”.

Czas na puentę. Droga do programu „Kultury”, do jej otwartości na świat, do zainteresowania różnymi narodami i państwami, a przede wszystkim do szukania dla doświadczeń polskich miejsca w skomplikowanej i różnorodnej mozaice kultur współczesnego świata, prowadziła przyszłych redaktorów „Kultury” nie tylko przez pamięć o II Rzeczypospolitej, doświadczenia łagrowe czy martyrologię Polaków w Sowietach, ale także przez to, co zobaczyli i przeżyli na „szlaku nadziei” Armii gen. Andersa.

Przypisy:
* Pożyczam określenie „szlak nadziei” z książki Normana Daviesa, Szlak nadziei. Armia Andersa – marsz przez trzy kontynenty, Warszawa 2018;
** W perspektywie biografii Herlinga-Grudzińskiego umieszczam ten tekst w Dziełach Zebranych pisarza: t. IV: Inny Świat, Kraków 2020; edycja książkowa Dzienniczka 1942 jest w przygotowaniu;
*** Wiedzę o biografii Herlinga-Grudzińskiego na „szlaku nadziei” mogłoby wzbogacić zidentyfikowanie choćby części osób na zdjęciach z tego zbioru (kobiet i mężczyzn, cywilów i żołnierzy);
**** B. Noszczak, Orient zesłańców Bliski Wschód w oczach Polaków ewakuowanych ze Związku Sowieckiego (1942–1945), IPN, Warszawa 2022;
***** Autorzy wspomnień są zaskoczeni dostępnością towarów i możliwością ich kupna – bezpośrednio od ulicznych handlarzy lub w całkiem dobrze zaopatrzonych sklepach. „Ten aspekt obecności w Iranie powtarza się jak refren w świadectwach uchodźców”, (Orient zesłańców, s. 42);
Włodzimierz Bolecki – emerytowany profesor w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skany zdjęć przedstawiających Gustawa Herlinga-Grudzińskiego na Bliskim Wschodzie i jego „dzienniczek” pochodzą z archiwum W. Boleckiego. Oryginały znajdują się w Archiwum Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu, pojedyncze reprodukcje z tego zbioru były wcześniej udostępniane w książce: W. Bolecki, Inny Świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Kraków 2007 oraz w Dziełach zebranych Herlinga-Grudzińskiego (t. 1–15; Kraków 2009–2021), przede wszystkim w Dodatku krytycznym do t. 4: Inny Świat, Kraków 2020.