Jasia Andruszkiewicz (po mężu Perwenis) miała 13 lat, kiedy wraz z rodziną została deportowana przez Sowietów z Maciejkowej Góry na Białostocczyźnie do obwodu czelabińskiego. Po dwóch latach rodzina przeniosła się do Kazachstanu. Do Polski wrócili w maju 1946 r.
„Z Maciejkowej Góry deportowano całą rodzinę. Dzieci było pięcioro: Maria, Stefania, Janina, Czesław i Henryk. No i rodzice byli. Mama i tato. I całą rodzinę deportowano (…). W lutym 1940 r. to było. Przyszedł radziecki wojskowy. Z samego rana, jeszcze było ciemno. Ze stukotem do drzwi. Rodzice otworzyli (…), a przed domem już sanie były podstawione. Bo to była zima. 40 stopni mrozu. No i kazali nam się ubrać. Wziąć co to można, i że gdzieś tam powiozą (…). Ten wojskowy to był bardzo przyzwoity człowiek. Mówił co zabrać. Kazał wziąć dużo jedzenia, by dzieci nie głodowały. Najmłodszy brat miał wtedy 4 lata (…). Mama nie wiedziała co pakować. Sąsiadki przyszły i pomogły. Wiedziały gdzie co leży. Dawały też takie rzeczy, które można było później spieniężyć. Zebrali tego dużo, ale wojskowy nie zwracał uwagi, że więcej niż można (…). Mnie i bratu pozwolił też pożegnać się z innymi dziećmi we wsi (…). Powieźli saniami. Po drodze spaliśmy jedną noc w jakiejś szkole, ale nie pamiętam nazwy miejscowości (…). Na drugi dzień od razu ładowali do wagonów. Wagony stały na torach, takie bydlęce”.