
Maszyna do szycia Singera stała się po latach jednym z symboli deportacji z lat 1940–1941. Sprawna krawcowa potrafiła przy jej pomocy niemal z niczego wyczarować cuda, za które można było zdobyć chleb, lekarstwo czy ciepłe ubranie. Ale czasem zwykły pech albo ślepy los sprawiał, że okazywała się bezużyteczna. Ewa Sitarska wspominała: „Ci, którzy nas zabierali, namawiali mamę, żeby wzięła maszynę do szycia, że będzie jej przydatna, że będzie żyła z tej maszyny. (…) Maszyna została wzięta, ale bardzo szybko coś z nią się stało. Nie pamiętam czy brakowało jakiegoś elementu, czy igła została złamana… I maszyna została unieruchomiona”.